autor: Damian Pawlikowski
80. Star Wars: Dark Forces. Strzelaniną wszech czasów jest...
Spis treści
80. Star Wars: Dark Forces
Premierowy epizod gwiezdnowojennych przygód Kyle’a Katarna stworzony został od podstaw przez LucasArts, które do tej pory miało doświadczenie głównie z grami przygodowymi. Jak się jednak okazało, marka zrobiła swoje, a klimatyczne lokacje, arsenał broni rodem z klasycznej trylogii, zawiła fabuła oraz – po raz pierwszy w dziejach – możliwość postrzelania do Stormtrooperów, to jedne z najważniejszych atrakcji czekających w pierwszym Dark Forces.
79. Delta Force
Jeśli należysz do miłośników tajnych akcji wojskowych, a od prucia z dwóch karabinów jednocześnie i rzucania grypsami preferujesz działanie w cieniu na tyłach wroga, z pewnością masz już jakąś historię z Delta Force od studia Novalogic Inc. W tworzeniu gry udział wziął prawdziwy oficer tytułowej jednostki, zaś sami twórcy postarali się, aby w atrakcyjny sposób wyśrodkować poziom rozgrywki pomiędzy realizmem, a czystą rozrywką wynikającą z ucierania nosa niczego niespodziewającym się oponentom… pod warunkiem, że poprzez „ucieranie nosa” mamy na myśli posyłanie im pocisków w potylice z ukrycia.
Waszym zdaniem:
Jedynka wprowadziła niezły zamęt w branży, do tej pory super wspominam tą grę... - sebekg
78. Left 4 Dead
Co prawda Valve nie zwykło wypuszczać nowych marek zbyt często, ale kiedy już uda im się coś zaprezentować, możemy być pewni, że będzie to coś w istocie specjalnego. Dokładnie tak było z sieciowym shooterem w klimacie grozy, Left 4 Dead, który poza kilkoma naprawdę udanymi kampaniami fabularnymi dla pojedynczego gracza (każda wzbogacona o plakat nawiązujący do staroszkolnych horrorów), zaoferował niesamowicie wciągający, choć nieskompliwany multiplayer. Co istotne, grać mogliśmy nie tylko czwórką ludzkich niedobitków, lecz także kilkoma rodzajami zombiaków, różniących się od siebie umiejętnościami.
77. Blood
Mimo iż kryje się za nim dużo więcej treści, Blood zasłużył na obecność w naszym rankingu już za sam swój tytuł. Prosty, celny, nie ukrywający swojej prawdziwej natury. Oto doskonały reprezentant FPS-ów z lat dziewięćdziesiątych, który doskonale potrafi bawić się swoją formą i klimatem grozy, jaki reprezentuje. Nawiązań do rozmaitych przebojów kina mamy tu bez liku (Martwe Zło, Piątek 13-ego), z kolei wśród jakże bogatego arsenału znajdują się takie perełki jak widły, dezodorant z zapalniczką, czy działko Tesli. Pastisz jak się patrzy, a do tego hektolitry frajdy, płynące wraz z posoką naszych wrogów. Aż chciałoby się jakiejś współczesnej kontynuacji.
76. Rage
Ma coś do siebie ten John Carmack, że premierze każdej jego kolejnej gry towarzyszy zaniepokojenie branży i graczy, którzy wracają do siebie, kiedy już produkcja trafi do sprzedaży, okazując się jedynie w połowie tak spektakularną, na jaką kreowali ją wcześniej twórcy. Z Rage było w zasadzie tak samo, i choć summa summarum tytuł nie zatrząsł światem strzelanin, bardzo zgrabnie wykorzystał znane schematy, dorzucając do gara postnuklearny klimat Mad Maxa, elementy sandboxa, nieco wyścigów i klasyczny dla id Software system strzelania, naturalnie odpowiednio podkręcony i dopasowany do realiów Rage.
75. MDK
MDK, czyli naturalnie jakże niepozorny skrót od subtelnego tytułu Murder Death Kill, jest niecodzienną grą akcji, obserwowaną zza pleców głównego bohatera. I była to bardzo dobra decyzja projektantów, gdyż obserwowanie w akcji jegomościa mającego na sobie kuriozalnie wyglądający hełm z wmontowanym doń zestawem snajperskim oraz niewidzialny spadochron, sprawia naprawdę kupę radochy. Szatkowanie na drobne plastereczki najeźdźców z kosmosu jeszcze nigdy nie było takie… dziwne.
74. Superhot
Kto by przypuścił, że projekt maleńkiego, łódzkiego studia Blue Brick, którego prototyp powstał w zaledwie tydzień w trakcie konkursu 7DFPS, tak szybko wzbudzi wokół siebie zainteresowanie legend branży, pokroju Cliffa Bleszinskiego. Chłopakom nie pozostało nic innego, jak tylko skorzystać z crowdfundingu i nadać swemu dziecku właściwy kształt, kreując tym samym jeden z najoryginalniejszych shooterów ostatnich lat. Zasady? Postacie strzelają, kule lecą tylko wówczas, gdy gracz się porusza. Sami pomyślcie, ile takie rozwiązanie kreuje fantastycznych możliwości!
73. Aliens vs Predator
Choć Obcy po raz pierwszy stanął w szranki z nieco bardziej wyrafinowanym Predatorem na ekranach kin dopiero w 2004 roku, już pięć lat wcześniej studiu Rebellion udało się całkiem zacnie skonfrontować tych dwóch kosmicznych zabijaków w swojej grze FPS, Aliens vs Predator. Nie była to oczywiście pierwsza gra wideo o tymże tytule, lecz to dopiero ten projekt odbił się szerokim echem w branży, oferując trzy porządne, zgoła odmienne kampanie tytułowych (anty)bohaterów oraz żołnierzy marine, których zadaniem była – wzorem filmu Obcy: Ostateczne starcie – jak najszybsza ewakuacje przed przeważającymi siłami wroga. Produkcja była naprawdę niezła, choć dopiero jej kontynuacja przypieczętowała status kultowości tej interaktywnej marki.
72. Killzone
Początkowo Killzone szykowany był przez Guerilla Games jako tak zwany „Halo-killer”, jednak z czasem obie serie zaczęły się rozwijać swoim tempem w różnych kierunkach, zaś zwolennicy dwóch wiodących konsol otrzymali wyjątkowo udane cykle strzelanek w klimatach science fiction. Fabuła Killzone opowiadała o pierwszej istotnej fazie konfliktu dwóch ludzkich frakcji – ISA oraz Helghast – zaś rozgrywka toczyła się na industrialnych i zurbanizowanych lokacjach, w znacznej większości nadgryzionych zębem trwającej wojny. Tytuł doczekał się kilku sequeli oraz spin-offów, a także udanej reedycji HD.
Waszym zdaniem:
(…) Tytuł przeszedłem na PS3. Ściągnąłem sobie odświeżoną wersję w rozdzielczości HD. Trzeba przyznać, że grafika się trochę zestarzała, ale grało się bardzo przyjemnie. Liniowość może niektórych razić, ale mi to nie przeszkadzało, gdyż uwielbiam oldskulowe strzelanki, a Killzone zdecydowanie się do nich zalicza. (…) – Freeman992
71. Black
Studio deweloperskie Criterion Games znane było przede wszystkim z wyprodukowania fantastycznej serii wyścigówek arcade Burnout, jednak twórcom zdarzyło się kilka razy skoczyć w bok, między innymi wypuszczając w 2006 roku dynamiczną i naładowaną trotylem, efekciarską strzelankę Black, której potęga leżała przede wszystkim w pompie, jaką dawało korzystanie z rozmaitych pukawek. Rozwalić tutaj mogliśmy niemal wszystko, auta stawały w płomieniach po efektownych eksplozjach, a budynki - po naruszeniu fundamentów - zawalały się na przerażonych oponentów. Czuło się prawdziwą moc. Niestety, duchowy spadkobierca Black, czyli Bodycount, zdawał się być już tylko rozcieńczonym klonem starszego brata.