autor: Damian Pawlikowski
70. Soldier of Fortune. Strzelaniną wszech czasów jest...
Spis treści
70. Soldier of Fortune
Jeśli od dziecka marzyliście, aby odstrzelić komuś nogę w kolanie, powinniście czym prędzej udać się do psychiatry… ewentualnie odświeżyć sobie masakrycznie dobry shooter z 2000 roku, Soldier of Fortune, którego ojcowie – Raven Software – stworzyli później Wolfensteina z 2009, czy niesłusznie już dziś zapomniane Singularity. Ta gra to było coś, i nie mówię tylko o istniej pożywce dla młodocianych sadystów, wykorzystujących podzielone na dwadzieścia regionów modele ciał przeciwników w celu ich wiwisekcji w akompaniamencie skandujących kumpli z klasy. Soldier of Fortune to zwyczajnie świetnie napisana, męska gra sensacyjna, która pomimo doczekania się kilku niezgorszych sequeli, zbudowała kult fanów właśnie wokół swojej pierwotnej części.
69. Vietcong
W 2003 roku gracze powoli zaczynali mieć już po dziurki w nosie kolejnych strzelanin umiejscowionych w okresie II wojny światowej – choć, paradoksalnie, obecnie wszyscy zdajemy się za nią tęsknić (w aspekcie gier wideo, naturalnie). Z pomocą przyszło studio Pterodon, które zaoferowało odbiorcom wyprawę do Wietnamu wraz z kompanią towarzyszów niedoli, spośród których każdy pełnił jakąś znaczącą rolę w drużynie. Relacje między bohaterami były dodatkowo podkreślane w przerywnikach filmowych, zaś sam Vietcong starał się wbrew ograniczeniom technologicznym jak najwierniej oddać atmosferę obrazów wojennych, pokroju Czasu Apokalipsy.
68. Serious Sam: The First Encounter
Serious Sam to poważny symulator pracy biurowej, w której wcielamy się w Sama, pełniącego szalenie istotną dla korporacji misję dostarczania spinaczy biurowych do poszczególnych oddziałów… a przynajmniej na to wskazywałby tytuł, który paradoksalnie kompletnie nie pasuje do biesiadnego klimatu jednej z najprzyjemniejszych wirtualnych młóciek wszech czasów. Podczas gdy gra powstała początkowo jedynie jako demo silnika 3D Serious, z czasem przeobrażono ją w kolorową, krwawą niczym pierwszy z brzegu odcinek Gry o Tron i całkowicie wypraną z sensu wesołą masakrę atakujących hordami cyfrowych potworów, wśród których prym wiedli m.in. bezgłowi kamikaze. A tekst „aaaa… yourself!” to już powiedzenie kultowe.
67. Brothers in Arms: Hell's Highway
Co prawda Brothers in Arms: Hell’s Highway niewiele ma w sobie filmowości cyklu Call of Duty, czy realizmu Operation Flashpoint, jednak w całkiem przyjemny sposób łączy oba te elementy, stając się poniekąd cyfrową i dużo bardziej naturalistyczną wersją serialu Kompania Braci (z którym częściowo dzieli nawet jeden z motywów muzycznych). Podobieństwa na tym się nie kończą, gdyż bardzo istotną częścią gry – poza naturalnie strzelaniem do nazistów i wydawaniem rozkazów naszym podopiecznym – są relacje między bohaterami oraz ich rozwój emocjonalny. Niejednokrotnie odniesiemy wrażenie, że uczestniczymy w serialu wojennym, i to bardzo wiernie oddającym realia operacji Market Garden, skąd twórcy zapożyczyli bardzo dużo materiałów archiwalnych, celem wzmożenia realizmu zabawy.
66. Doom 3
Trzeci Doom to jedna z tych gier wideo, które wyraźnie ucierpiały przez nieustannie wydłużający się czas ich produkcji, liczne zapewnienia twórców o nadejściu nowego Mesjasza gier akcji oraz wygórowane oczekiwania fanów poprzednich odsłon, liczących na kolejny kamień milowy, popychający cały gatunek w zupełnie nowym kierunku. W dniu premiery okazało się, że faktycznie mamy do czynienia z grą bardzo dobrą, ale nijak nie dało się w niej wyszukać spodziewanej rewolucji. Fabuła była filmowa – i przez to liniowa jak diabli – a bestiariusz wydawał się trochę zbyt znajomy, jednak to dźwięk, grafika oraz fenomenalny i zaawansowany silnik (dynamiczne, liczone w czasie rzeczywistym oświetlenie oraz cieniowanie) zapisały dziecię Johna Carmacka na kartach historii.
65. Tom Clancy's Ghost Recon
Tom Clancy’s Ghost Recon wypuszczono w okresie świetności Operation Flashpoint, które zasłynęło jako zręcznościowy symulator żołnierza, dający bardzo duże pole do popisu kreatywnym graczom. Można śmiało stwierdzić, że niniejszy tytuł jest bardzo podobny do projektu Bohema Interactive, choć widać w nim także wiele idei kontynuowanych po sukcesie Rainbow Six. Zwłaszcza, że w obu produkcjach swoje piętno odbił sam mistrz suspensu, Tom Clancy, dzięki któremu otoczka fabularna Ghost Recon stanowiła równie istotną część składową gry, co otwarte na niecodzienne taktyki i rozmaite podejścia misje.
64. Star Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast
Po prawdzie w wielu aspektach to Jedi Academy – kontynuacja opisywanej tu gry – przewyższa swojego poprzednika, jednak to właśnie Star Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast przywrócił balans Mocy w uniwersum gier wideo sygnowanych logiem Gwiezdnych Wojen. Zacznijmy może od wad – gra była za krótka. I to by było na tyle. Skoro już formalności mamy za sobą, możemy zacząć rozpływać się nad doskonale wykorzystanym silnikiem Quake’a III, implementacją systemu Ghoul 2 (odcinanie kończyn mieczem świetlnym uzależnia), zapożyczeniami najlepszych tricków z Maxa Payne’a (wirująca wokół ofiary kamera), bogatym arsenałem, otwartością cudownie zaprojektowanych poziomów, mistrzowskim dźwiękiem oraz efektem zsumowania wszystkich wymienionych tu zalet, doskonałym i jakże znajomym klimatem gwiezdnowojennym.
Waszym zdaniem:
Świetna gra, dostałem ją jak miałem 10, albo 11 lat. Sporo czasu zajęło mi jej przejście. Czasami z chęcią do niej wracam i zawsze przechodzę do samego końca. 10/10, bo to jedna z dwóch gier mojego życia. – asus2008
63. PayDay 2
Gier wideo, próbujących wiernie oddać najlepsze sceny z kultowego kina sensacyjnego pokroju Gorączki Michaela Manna, mieliśmy już całe mnóstwo, w tym Grand Theft Auto, Kane & Lynch, czy nawet Max Payne 3 (choć tam akurat twórcy zapatrzyli się z kolei w inny przebój reżysera, Zakładnik). PayDay 2 kontynuuje dobrą passę poprzednika i zaprasza nas do wieloosobowej zabawy w policjantów i złodziei, choć w tym przypadku kierujemy wyłącznie tą drugą grupką, starając się posłać gliniarzy na przedwczesną emeryturę (wliczając w to pogrzeb). Liczne wciągające tryby rozgrywek oraz konieczność współpracy z kolegami z szajki sprawiły, że do dziś kilkuletni PayDay 2 w zasadzie nie ma żadnej liczącej się konkurencji.
62. Brothers in Arms: Road to Hill 30
Życie to nie bajka i nie zawsze wszystko wychodzi nam tak łatwo, jak byśmy tego chcieli. Twórcy gry Brothers in Arms: Road to Hill 30 doskonale zdawali sobie z tego sprawę, w swojej produkcji stawiając przede wszystkim na realizm i autentyczność przedstawianych wydarzeń. Gracze oczekujący powtórki z - dajmy na to - Call of Duty mocno się zdziwili, gdy nasz oddział żołnierzy stanął przeciwko zaledwie garstce oponentów, zaskakująco niełatwych do ubicia. Prowadzenie ognia z biodra, czy nawet korzystanie z przyrządów celowniczych wcale nie były gwarancją ustrzelenia nazisty. W pojedynkę niewiele byśmy zdziałali, dlatego wprowadzono jakże istotny system komend, możliwość taktycznego podejścia i oflankowania wroga, itd. Gearbox Software doskonale wiedziało, jak w dojrzały sposób ugryźć tematykę wojny.
61. Call of Juarez: Więzy Krwi
Polskie studio Techland od początku swojej kariery wiedziało, jak właściwie uderzać w światowy rynek, by zaskarbić sobie sympatię graczy swoimi grywalnymi projektami. Był Chrome, była też seria westernów Call of Juarez, która to mimo kilku kontynuacji najbardziej przypasowała odbiorcom w swojej drugiej odsłonie. Wcielając się w dwóch braci McCall, gracz mógł eksplorować Dziki Zachód z perspektywy pierwszej osoby, co do dziś nie zostało jeszcze powielone (Gun, Six-Guns, czy Red Dead Redemption to już TPP). Czekało na nas strzelanie w spowolnionym tempie do bandytów i podkurzonych Indian, prowadzenie pojedynków w samo połudne, a nawet bieganie po dachach, na które wciągaliśmy się korzystając z lassa – my, Polacy, doskonale wiemy, co najlepsze w westernach.