autor: Damian Pawlikowski
60. Titanfall. Strzelaniną wszech czasów jest...
Spis treści
60. Titanfall
Świeżo utworzone studio Respawn Entertainment, którego założycielami była dwójka doświadczonych twórców z Infinity Ward, od razu rzuciło się na głęboką wodę, dłubiąc przy wieloosobowej strzelance online, gdzie bieganie i plucie przysłowionym ołowiem z rozmaitych futurystycznych gnatów stanowiło jedynie połowę gameplayu. Drugą, i zdecydowanie najbardziej istotną dla profilu gry, stanowiły walki w gigantycznych mechach, różniących się od siebie gabarytami oraz umiejętnościami bojowymi. Rozgrywka była dynamiczna i wystarczająco angażująca, by nie narzekać zbyt długo na brak dorzucenia do pakietu atrakcji trybu offline dla pojedynczego gracza.
59. Max Payne 2: The Fall Of Max Payne
Tak jak pierwszy Max Payne stanowił w wielu aspektach rewelacyjną, bo innowacyjną, trzecioosobową grę akcji w klimatach noir, tak jego sequel w zasadzie tylko powielał i udoskonalał znane już sztuczki, stawiając w dużej mierze na zgłębienie psychologicznego profilu tytułowego męczennika i rozbudowanie nie mniej ciekawych postaci drugoplanowych (w tym femme fatale, znanej jako Mona Saxx). Aby pobić realizm historii zatrudniono prawdziwych aktorów, zaś wykorzystanie nowego silnika graficznego oraz fizycznego – Havok 2 – miało jeszcze bardziej podkręcić intensywność i tak już dopracowanych wymian ognia.
58. Aliens vs Predator 2
Dziś już takich produkcji akcji na bazie popularnych licencji się nie robi… no, może poza doskonałym Alien: Isolation, ale do strzelanki jednak mu daleko. Wydana w 2001 roku kontynuacja bardzo ciepło przyjętego Aliens vs. Predator zdołała uwypuklić wszystkie udane elementy shootera, dorzucając od siebie garść nowych pomysłów. Trzy frakcje do wyboru – Alien, Predator, marine – oraz masa mrocznych scenerii i przygnębiająca ścieżka dźwiękowa w połączeniu z nieustannym poczuciem zagrożenia sprawiły, że tytuł nie tylko uznano za straszliwe dobry, lecz także za dobrze straszący. Pełne gacie w czasie rozgrywki gwarantowane, zwłaszcza jeśli przyjdzie nam pokierować poczciwym marine…
57. Project IGI
Jak głosi anglojęzyczne hasło promujące grę dewelopera Innerloop Studios – “Plan the way in, shoot the way out!”. I dokładnie ten drobny cytat w zupełności wystarczy, by opisać podstawowe zasady Project IGI, który swoim realizmem i wysokim poziomem trudności zachęcał graczy do opracowywania stosownych taktyk działania przed ruszeniem do celu. Naturalnie samo strzelanie również mało tu niebagatelne znaczenie, jednak znacznie lepiej było działać z głową, bo przy nadmiernym pośpiechu szybko można było się jej pozbyć.
Waszym zdaniem:
Twórcy współczesnych strzelanek single player powinni brać przykład z tej serii gier. Gra ma KLIMAT, rewelacyjną ścieżkę dźwiękową i mega grywalność. Design poziomów na najwyższym poziomie. – cruiser
56. Wolfenstein 3D
Pomyśleć, że studio id Software, mające na koncie jakże sympatyczną (i naprawdę świetną) platformówkę Commander Keen, wkrótce potem wydało na świat równie krwawy klasyk gier akcji, co Wolfenstein 3D. Strzelanie do nazistów nie byłoby tak przyjemne, gdyby nie zaimplementowanie kamery pierwszoosobowej, co wówczas stanowiło prawdziwy szok w branży. Pozornie trójwymiarowe środowisko, składające się z płaskich sprite’ów, dawało unikalne wrażenie przestrzeni, więc nawet monotonne etapy i nieszczególnie zróżnicowana rozgrywka nie przeszkadzały nikomu w czerpaniu pokładów frajdy przy eksterminacji pupilków Hitlera (a w końcu i jego samego).
55. Painkiller
Painkiller to bodaj pierwsza tak popularna za granicą polska gra, która stanowiła dla graczy coś znacznie więcej, niż byle ciekawostkę z egzotycznego, słowiańskiego kraju. Adrian Chmielarz, dziś pracujący w szeregach The Astronauts, wycisnął czystą esencję z gatunku FPS i przyprawił ją na tyle oryginalnie, że po odpaleniu tytułu nikt nie miał wątpliwości, iż ma właśnie do czynienia z tworem unikalnym, a nie byle klonem Dooma czy Quake’a. Płynnie śmigający silnik 3D, w połączeniu z miodnością wiarygodnej fizyki obiektów Havok, to szkielet sukcesu Painkillera, który pozwalał nie tylko przybijać monstra kołkami do ścian, ale także w bardzo efektowny sposób rozwalać elementy otoczenia. A ci bossowie… a ten tryb wieloosobowy… I choć gra doczekała się wielu kontynuacji, z różnych studiów, tylko oryginał zawierał w sobie to „coś”.
54. Bulletstorm
Bulletstorm to jedna z tych gier, które przywróciły blask staroszkolnym shooterom, które nie bawiły się w rozdmuchane fabuły zwiedzające najgłębsze zakamarki dusz szukających odkupienia protagonistów, tylko dawały graczowi do łapy gigantycznego gnata, bukiet granatów za pas i wrzucały go na sam środek poligonu, bez zbędnych ceregieli i miziania po pysiu. Polacy z People Can Fly, znani chociażby z równe udanego Painkillera, wyrwali jaja uderzającej w poważne tony branży, wsadzili je jej głęboko w gardło, przykleili do pleców C4 z karteczką „kopnij mnie” i zepchnęli prosto w przepaść. Niektórym błaznowanie na polu bitwy i czesanie combosów bardzo się podobało, jednak w ogólnym rozrachunku tytuł zaliczył porażkę finansową. A szkoda…
53. Team Fortress 2
Nikt tak dobrze jak Valve nie potrafi wykorzystywać popularnych modów na własną korzyść, nabywając do nich prawa i tworząc zupełnie nowe marki, takie jak chociażby Team Fortress. Seria rozpoczęła swoje życie jako modyfikacja do pierwszego Quake’a z 1996 roku, zaś ponad dekadę później – w 2007 – powróciła w nowej, bardzo atrakcyjnej formie jako pełnoprawny sequel. Kreskówkowa grafika oraz absurdalny humor to nie jedyne cechy tej kultowej sieciowej strzelanki. Bardzo ważną zasadą, bez której zwycięstwo w rozmaitych trybach zabawy byłoby niemożliwe, jest ścisła współpraca z pozostałymi członkami zespołu, złożonego z przedstawicieli jednej z dziewięciu odmiennych klas.
52. Spec Ops: The Line
Chyba nikt nie przewidział, że kolejna odsłona Spec Ops, o podtytule The Line, tak mocno zagnieździ się w świadomości branży, że będziemy ją wspominać przy każdej okazji, gdy tylko ktoś poruszy temat dojrzałych fabuł w grach wideo. Podczas gdy mechanika rozgrywki nie wychodziła poza utarte przez konkurencję schematy, historia produkcji Yager Development postawiła znak zapytania nad słusznością konfliktów zbrojnych i zabawy w boga, jednocześnie besztając gracza za czerpanie przyjemności z maltretowania wrogich żołdaków. Bez zagłębiania się w spoilery, każdy kto zetknął się kiedyś z klasyczną powieścią Jądro Ciemności Josepha Conrada, powinien starannie przestudiować także i niniejszy projekt.
51. Uncharted 2: Among Thieves
Istnieje całkiem spora szansa, że gdybyśmy tworzyli niniejszy ranking za kilka miesięcy, znalazłby się tutaj zupełnie inny przedstawiciel znamienitej serii, jaką jest Uncharted. Póki jednak nie nadszedł jeszcze Kres Złodzieja, to właśnie Uncharted 2: Among Thieves zasilił grono zwycięzców plebiscytu na najlepsze strzelaniny. I bracie, oj bracie – mało jaki tytuł zasługuje na podobne wyróżnienie, jako że to właśnie ten epizod przygód Nathana Drake’a jest tym, czym dla Call of Duty okazało się być pierwsze Modern Warfare. Wszystkie najistotniejsze elementy udanego Drake’s Fortune stanowiły szkielet niniejszej produkcji, dookoła którego dobudowano cały biosystem złożony z zapierających dech w piersiach sekwencji, animacji rodem z filmów Pixara oraz różnorodnych misji, po zaliczeniu których mieliśmy ochotę na dużo więcej.