28. Commandos: Behind Enemy Lines. Przypominamy najlepsze gry lat 90.
Spis treści
28. Commandos: Behind Enemy Lines
Niezbyt, bo jak na tamte czasy była naprawdę nowatorska, zaś w gatunku wielkiej konkurencji nie ma.
CZY WARTO TERAZ ZAGRAĆ?Tak – dzieło studia Pyro szanuje inteligencję gracza, stanowi spore wyzwanie, a oprawa wizualna nawet po kilkunastu latach nie odrzuca od monitora.
CZY GRĘ MOŻNA KUPIĆ?Zarówno na Steamie, jak i na GOG-u.
Bazując na prawdziwym pomyśle z pierwszych lat drugiej wojny światowej, hiszpańskie studio Pyro stworzyło jedną z najprzyjemniejszych gier taktycznych lat 90. W Commandosie dowodziliśmy niewielkim oddziałem żołnierzy, co z jednej strony ułatwiało orientowanie się w sytuacji na polu walki, z drugiej jednak często zostawaliśmy przytłoczeni siłami wroga. Jednocześnie ze względu na fakt, że nasze misje polegały głównie na przedzieraniu się na teren nieprzyjaciela i ataku z zaskoczenia, zazwyczaj to my przejmowaliśmy inicjatywę i ustalaliśmy reguły potyczek – przy dobrze zaplanowanym natarciu przeciwnicy często nawet nie wiedzieli, co się dzieje.
A dokładna analiza sytuacji była niezbędna. Znając charakter, zdolności i wady poszczególnych żołnierzy i pozostając w ukryciu, mogliśmy sobie za liniami przeciwnika pozwolić na naprawdę wiele. Jednak po popełnieniu błędu sztuczna inteligencja potrafiła ukarać, i to bardzo surowo. Powiedzieć, że Commandos był grą dość trudną, to jak stwierdzić, że po potrójnym złamaniu kości odczuwa się pewien dyskomfort. Za to ogromną satysfakcję sprawiało każde udane podejście, bo wiedzieliśmy, że powodzenie to wyłącznie nasza zasługa – żołnierze sami z siebie nie robili nic. Także graficznie Behind Enemy Lines potrafiło pozytywnie zaskoczyć, szczególnie projektami map, które były bardzo zróżnicowane. Świetna okazała się również oprawa audio, z doskonałym dubbingiem zarówno naszych bohaterów, jak i (z niemieckim akcentem) nieprzyjaciół.
27. Unreal
Nawet nie tak, jak byśmy się spodziewali. Co prawda wizualnie nie robi już wielkiego wrażenia, ale też nie straszy... przynajmniej nie za bardzo.
CZY WARTO TERAZ ZAGRAĆ?Dlaczego nie! To klasyka gatunku, która nawet graficznie nie prezentuje się jeszcze tak źle, jak można by przypuszczać.
CZY GRĘ MOŻNA KUPIĆ?Tak, w pierwszej kolejności odwiedźcie GOG-a.
Jest rok 1998 naszej ery. Cały gatunek FPS-ów został podbity przez id Software. Cały? Nie! Jedno jedyne studio, założone przez Tima Sweeneya Epic Games, wciąż stawia opór hegemonom i uprzykrza życie legionom id, stacjonującym w obozach Doomum, Quake’um i Wolfensteinum...
Wybaczcie bezczelne podprowadzenie wstępu z Asteriksa i Obeliksa, tak jednak było naprawdę – do momentu wydania Unreala Carmackowi i spółce nie podskoczył nikt! Tymczasem Epic Games podniosło rękawicę... i w wielu elementach prześcignęło konkurencję. Spójrzcie chociażby na tę grafikę – nawet teraz nie jest aż tak strasznie brzydka! Tymczasem w 1998 roku odpalenie tej produkcji wymagało nie tylko potężnego komputera, ale też nieustannego podtrzymywania szczęki, by nie spadała co chwilę na podłogę. Znacznie powiększono i zróżnicowano lokacje, zaimplementowano świetne oświetlenie – pod względem oprawy wizualnej Unreal w momencie premiery po prostu nie miał sobie równych.
Jak zaś było z rozgrywką? Nie silono się tu na kopiowanie ultraszybkiego stylu z Quake’a, zachęcając raczej do eksploracji, która często skutkowała nie tylko odkrywaniem sekretów, ale i kompletnie niezauważalnych na pierwszy rzut oka miejsc. Ogólnie obyło się bez rewolucji – to dość standardowy, choć mimo to bardzo grywalny shooter, który jednak miejsce wśród konkurencji wywalczył sobie głównie niesamowitym wyglądem. Oczywiście id Software podjęło wyzwanie i wkrótce byliśmy świadkami kolejnego etapu walk tych deweloperskich legend, tym razem na polu FPS-ów wieloosobowych.