18. StarCraft. Przypominamy najlepsze gry lat 90.
Spis treści
18. StarCraft
Fakt, że nadal grają w nią tysiące graczy na całym świecie, mówi sam za siebie.
CZY WARTO TERAZ ZAGRAĆ?Jeśli jesteś fanem strategii czasu rzeczywistego, to zarówno w nią, jak i w kontynuację zagrać absolutnie trzeba.
CZY GRĘ MOŻNA KUPIĆ?Tak, przez Battle.net.
Są rzeczy, które nie zmieniają się przez dekady. Jedna z nich to fakt, że Blizzardowi słabe gry po prostu się nie zdarzają. Gdy zabierał się za StarCrafta, tuż po sukcesie Diablo i WarCrafta, wielu fanów studia mogło się zastanawiać, czy deweloper ten na pewno poradzi sobie także w klimatach science fiction – na co Amerykanie zapewne odpowiedzieli drwiącym „potrzymajcie nam piwo i patrzcie, jak to się robi”. Rezultatem ich starań był jeden z najlepszych RTS-ów, jaki kiedykolwiek trafił na komputery zwykłych śmiertelników. Liczby łatwo mogą Wam zobrazować sukces, jaki odniósł StarCraft: to gra, która sprzedała się w 4,5 miliona egzemplarzy w samej Korei Południowej, państwie, które liczy sobie 50 milionów obywateli!
Jakie były tego powody? Blizzard po prostu nie wpadł w żadną pułapkę, jakie czyhają na twórców produkcji z tego gatunku. Klasy były bardzo zróżnicowane, ale jednocześnie perfekcyjnie wyważone, rozgrywka wymagała podejmowania decyzji w przeciągu ułamka sekundy, a kto choć raz dał na poważnie szansę trybowi multiplayer, będącemu najprzyjemniejszym punktem programu, ryzykował poważnym uzależnieniem. Ale i kampania oferowała mnóstwo wrażeń, głównie dzięki naprawdę solidnej historii oraz świetnemu aktorstwu głosowemu. Z kolei dodatek Brood War wycisnął z gry jeszcze więcej, dodając następne misje, jednostki i mapy. Genialny RTS, o którego wielkości najwięcej mówi fakt, że to po ponad piętnastu latach nadal jedna z najpopularniejszych sieciowych produkcji oraz absolutna e-sportowa klasyka... w którą jednak zawsze wygrywają Koreańczycy.
17. Thief: The Dark Project
Graficznie – bardzo. Za to pod względem rozgrywki nadal może stawać w szranki ze współczesnymi skradankami.
CZY WARTO TERAZ ZAGRAĆ?Tak – choć uruchomienie może się okazać problematyczne. Równie dobrze można zacząć od drugiej części, która powszechnie uważana jest za najlepszą odsłonę serii.
CZY GRĘ MOŻNA KUPIĆ?Jako Thief Gold, z trzema dodatkowymi misjami. Dostępna na Steamie, GOG-u, Humble Store...
Absolutny pionier skradanek, Thief: The Dark Project, był w swoich czasach grą niewyobrażalnie świeżą. Oczywiście Metal Gear Solid czy Tenchu: Stealth Assassins (cała trójka została wydana w 1998 roku) stawiały przede wszystkim na działanie w ukryciu, ale Looking Glass Studios zawiesiło poprzeczkę jeszcze wyżej. Jego dzieło pozwalało stać się Garrettem – mistrzem złodziejskiego fachu. To postać wyjątkowa: wcale nie chce ratować świata przed zagładą ani mścić się na swych wrogach, główną motywację do ryzykownych eskapad po tajemniczym, rozdartym przez kilka frakcji Mieście stanowią dla niego pieniądze, a jego sarkastyczne uwagi to ozdoba każdej misji. Ale dość już o pasjonującym świecie i historii w The Dark Project, bowiem tym, co wyróżnia grę z tłumu, są niespotykane wcześniej rozwiązania.
Stwierdzić, że w pierwszym Thiefie nacisk położony jest na działanie w ukryciu, to duże niedopowiedzenie. Niemal każde spotkanie Garretta ze strażnikami może i z całym prawdopodobieństwem skończy się mszą ku pamięci naszego bohatera. Cień jest tutaj naszym największym sprzymierzeńcem – odpowiednio ukryci mamy szansę pozwolić sobie na niemal wszystko, od lawirowania pomiędzy przeciwnikami aż po pozbawianie ich sakiewek i przytomności. Rewelacyjne oświetlenie i dźwięk (użytek robimy także z uszu – odgłosy kroków zdradzają zarówno pozycję wroga, jak i naszą) to kolejne atuty produkcji Looking Glass Studios. Dodajcie do tego naprawdę niekiedy sprytną sztuczną inteligencję, a otrzymacie obraz skradanki idealnej... którą jakimś cudem prześcignęła kontynuacja.