90. Dragon Age: Inkwizycja. Top 100 RPG – Wiedźmin w górę!
Spis treści
90. Dragon Age: Inkwizycja
Chyba im więcej miesięcy mija od premiery Inkwizycji, tym mniejszą estymą cieszy się ta produkcja wśród miłośników RPG. Trudno jednak negować, że to nadal bardzo porządny kawał „rolplejowego” kodu – ze świetnie napisanymi postaciami (zwłaszcza towarzyszami), przyjemnym taktycznym systemem walki oraz pięknymi, a do tego kreatywnie zaprojektowanymi lokacjami do eksploracji. Szkoda tylko, że całość miejscami za bardzo trąci rozwiązaniami rodem z MMO, a fabuła nie dość, że raczej miałka, to jeszcze doczekała się epilogu sprzedawanego oddzielnie od podstawki.
89. Darkest Dungeon (nowość na liście)
Nowożytny renesans dungeon crawlerów, zapoczątkowany przez Legend of Grimrock, w 2016 roku skręcił w trochę innym kierunku. Studio Red Hook dorzuciło swoje trzy grosze do tego subgatunku, stawiając na grafikę 2D i rzut boczny zamiast „skokowej” kamery FPP w trzech wymiarach. Czy to źle? Absolutnie nie. Darkest Dungeon jest dzięki temu doświadczeniem jedynym w swoim rodzaju, oczywiście nie bez znaczenia pozostaje tu wciągająca głębią i poziomem trudności rozgrywka oraz obłędny (dosłownie), mroczny klimat, potęgowany przez wspaniałego narratora i niezwykłą stylistykę.
88. Fable II
Cofnijmy się do końcówki epoki, w której pomysły Petera Molyneux były jeszcze na wagę złota, a składane przez niego obietnice rewolucyjności miały jako takie pokrycie w rzeczywistości. Po pierwszym Fable, które okazało się objawieniem (więcej o nim na kolejnych stronach), mieliśmy doznać kolejnego szoku przy okazji sequela. I faktycznie, w 2008 roku Lionhead Studios rozwinęło oryginał w niesamowitym stopniu, dostarczając prawdopodobnie najlepszy baśniowy symulator bohatera... nie licząc poprzedniej części. Szkoda tylko, że owa symulacja nie okazała się trochę dłuższa i minimalnie więcej wymagająca od doświadczonych graczy (czyt. mniej „casualowa”).
87. Ultima IV: Quest of the Avatar
Jaką wartość miałby ten ranking, gdybyśmy pominęli w nim lata 80. XX wieku i dorobek Richarda „Lorda Britisha” Garriotta? Ultima IV z 1985 roku wywiodła serię z ciemnych lochów pełnych sieczenia i rąbania, wprowadzając ją na ścieżkę, na której liczyć miała się przede wszystkim fabuła. A nie była to fabuła byle jaka – zamiast Wielkiego Złego do wykończenia scenarzyści zaserwowali nam konieczność pozyskania ośmiu cnót, by stać się tytułowym Avatarem. Co więcej, nawet po jednorazowym zdobyciu cnoty nadal można było ją stracić za niewłaściwe uczynki w toku „zwykłej” przygody. A wiecie, co jest najlepsze? Ultimę IV przez cały czas można dostać za darmo na GOG.com.
86. Final Fantasy XV (nowość na liście)
Fani Final Fantasy długo czekali na powrót tej serii do świetności na platformach ósmej generacji – tak długo, że wielu straciło już nadzieję. Niesłusznie. Może Final Fantasy XV nie okazało się grą roku 2016, gdyż nie ustrzegło się rozmaitych niedoróbek (jak miałkie zadania poboczne), a do tego skalało turowe korzenie marki, stawiając na system walki rodem z gier akcji, niemniej rehabilitację Square Enix wypada uznać za udaną. Po raz kolejny otrzymaliśmy szansę na wzięcie udziału w wielkiej przygodzie we wspaniałym świecie fantazji, przeżywając chwile radości i wzruszeń razem z zapadającymi w pamięć postaciami. A o to przecież w Final Fantasy chodzi, nieprawdaż?
85. Final Fantasy IX
Ostatnia fantazja po raz kolejny. Jeśli „dwunastka” była pożegnaniem z PlayStation 2, tak „dziewiątkę” można uznać za formę rozstania serii z konsolą Sony poprzedniej generacji. I było to rozstanie nie mniej godne niż to wcześniejsze (znaczy, późniejsze, ale wcześniej opisane). Choć nie brzmi to jak najlepsza referencja dla gry RPG, to tym, co zapadło nam najbardziej w tej pozycji w pamięć, była chyba oprawa graficzna – deweloperzy wyżyłowali pierwsze PlayStation do granic możliwości. A fabuła, bohaterowie, świat, mechanika rozgrywki? Też na jak najwyższym poziomie.
84. The Elder Scrolls II: Daggerfall
Daggerfall obrósł taką legendą, że dziś trudno nie pisać odruchowo Buggerfall. Ale ta legenda ma dwie strony medalu. Bo trudno też nie zaczynać jakichkolwiek opisów tej gry, nie mówiąc o jej świecie – tak wielkim, iż dotarcie na piechotę z jednego końca na drugi miało jakoby zajmować dwa tygodnie (ostatnio jakiś zapaleniec dowiódł, że wystarczą „raptem” 62 godziny). Dziś możemy wyśmiewać nieciekawą, powtarzalną konstrukcję takiej krainy, ale w 1996 roku robiło to ogromne wrażenie. Zresztą teraz, powiedzmy sobie szczerze, też robi.
83. Eye of the Beholder II: The Legend of Darkmoon
Choć współczesnemu graczowi łatwo o tym zapomnieć, system Dungeons & Dragons w grach wideo to nie tylko Baldury i Neverwintery. Produkcje oparte na „DeDekach” zaczęły pojawiać się wiele lat temu, a jedną z najlepszych spośród nich jest właśnie Eye of the Beholder II z 1991 roku – dzieło studia Westwood, które w połowie lat 90. zasłynęło jako ojcowie gatunku RTS. Oto klasyczny dungeon crawler z widokiem FPP, który utkwił nam w pamięci nie tylko jako wspaniała przygoda, ale również jako próba cierpliwości i wytrwałości. Diabelnie trudne walki i niemożność ukończenia kampanii przez brak złodzieja w drużynie pewnie niektórym do dziś śnią się po nocach.
82. Deus Ex: Mankind Divided (nowość na liście)
Tak, tak, Rozłam ludzkości rozczarował niejednego fana, który czekał na niego z utęsknieniem przez bite pięć lat, od premiery Buntu ludzkości. Krótka, urywająca się w najmniej odpowiednim momencie przygoda i użycie metody kopiuj-wklej w odniesieniu do mechaniki rozgrywki można uznać za poważne wady tego tytułu. Tylko co z tego, skoro to nadal wyśmienity kawałek kodu, bezkonkurencyjny w swojej klasie? Nie ma drugiej cyberpunkowej gry FPP, która z taką finezją łączyłaby strzelankę, skradankę i RPG, ubarwiając to wszystko hipnotyzującym klimatem i intrygującą, dojrzałą warstwą fabularną. I nawet Cyberpunk 2077 raczej nie umniejszy chwały serii Deus Ex.
81. Crisis Core: Final Fantasy VII
Jak wiadomo, obecnie seria Final Fantasy to nie tylko klasyczne jRPG, ale również (a może już przede wszystkim) produkcje dryfujące w kierunku bardziej swobodnej akcji, uwolnionej od podziału na tury, prowadzenia całej drużyny, nadmiaru statystyk etc. Jedną z pierwszych takich gier było Crisis Core: Final Fantasy VII – nastawiony na dynamiczne starcia prequel kultowego Final Fantasy VII, wydany w 2008 roku na PSP. Podobnie jak w przypadku poprzednio opisywanego Final Fantasy mocną stroną Crisis Core była sfera audiowizualna – zarówno oprawa właściwej rozgrywki, jak i filmowe przerywniki (CGI). Poza tym gra zebrała pochwały głównie za fabułę i innowacyjny system walki.