100. Chrono Cross. Top 100 RPG – Wiedźmin w górę!
Spis treści
100. Chrono Cross
Po przetasowaniach w roku 2016 notowanie otwiera japoński megahit z PSX, który został wydany pierwotnie w 1999 roku i stanowi kontynuację innego, jeszcze większego megahitu – Chrono Trigger. Tym razem dalekowschodnie umysły spłodziły opowieść o dwóch równoległych światach i bohaterze, który bada fakt, że w jednej z rzeczywistości zmarło mu się w wieku dziecięcym. Twórcy zebrali pochwały właściwie za każdy element gry – niektórym nie w smak było tylko, że tytuł tak mocno różni się od swojej legendarnej poprzedniczki.
99. Might & Magic X: Legacy
Nawet jeśli ta gra nie zostanie otoczona (a nie zanosi się na to) takim kultem jak jej legendarne poprzedniczki, to i tak należy się jej miejsce w naszym rankingu. Sztuką jest bowiem podnieść po kilkunastu latach ze stanu śmierci klinicznej serię, która niegdyś wyznaczała standardy, a na której po kilku niepowodzeniach postawiono krzyżyk, diagnozując ją jako beznadziejny przypadek. Oczywiście podnieść to jedno, a uczynić to w taki sposób, by pacjent trzymał się na nogach i potrafił robić fikołki, to drugie – zaś studiu Limbic wyszło to znakomicie. Szkoda, że Ubisoft zerwał z nim współpracę po Heroes VII – czy zobaczymy jeszcze kiedyś równie udaną „jedenastkę”?
98. Dark Souls II
Dark Souls II – i inne dzieła From Software – nie znalazło się w rankingu przez pomyłkę. Wprawdzie w przypadku serii Souls mówi się prawie wyłącznie o horrendalnie trudnej walce, ale warto pamiętać, że nie bez znaczenia pozostają tu również fabuła i klimat – czyli elementy, którymi gry RPG stoją. Choć nie ma tu wyborów ani interaktywnych dialogów, to wiele gier z tego zestawienia od Dark Souls mogłoby uczyć się sugestywnej narracji i kapitalnego projektu świata.
97. Monster Hunter Tri
Na miejscu dziewięćdziesiątym siódmym wylądowała gra o zabójcach potworów i obrońcach ludzkości... Nie, nie, to nie Wiedźmin, nasze dumne eksportowe RPG nie uległo aż takiej dewaluacji na przestrzeni lat. Mowa o serii Monster Hunter – jednym z niewielu „rolplejowych” cyklów rodem z Japonii, który zdołał rozkochać w sobie także niejednego Polaka. Szkoda tylko, że dla wielu to platoniczna miłość – widać to chociażby po omawianej tutaj Tri z 2009 roku, którą wielu uważa za najlepszą odsłonę serii i w którą niejeden z nas chętnie by pograł, gdyby tylko pozycja ta nie wyszła jedynie na Wii i 3DS-a. A każdy wie, że Rzeczpospolita bastionem Nintendo raczej nie jest.
96. Final Fantasy XII
A skoro już mowa o jRPG, które znalazły drogę do naszych polskich serc, czas na pierwsze wystąpienie „Ostatniej fantazji” w tym rankingu – i definitywnie nie (nomen omen) ostatnie, możecie być pewni. Wydaną w 2006 roku na PS2 „dwunastkę” zapamiętaliśmy przede wszystkim za to, że potrafiła wprowadzić sporo innowacji (chociażby w systemie walki, pozbawionym sztucznych pól bitew, na które gracze przenoszą się z mapy eksploracji i z powrotem), robiąc to w sposób niekalający tradycji. No i za to, że godnie pożegnała PlayStation 2, żyłując kultową „czarnulkę” do granic jej możliwości. Oczywiście nie była grą bez wad, ale miała ich na szczęście znikomą ilość.
95. Two Worlds
Two Worlds wychodziło w trudnym okresie, w którym na świat miały przyjść także Gothic 3, Oblivion i Neverwinter Nights 2, ale deweloperzy z rodzimego Reality Pump poruszali się między tymi znakomitymi rywalami bez lęku, rzucając na prawo i lewo obietnice, że ich dzieło nie będzie wcale gorsze od konkurentów. Oczywiście fantazja nieco poniosła Polaków w tych buńczucznych zapowiedziach, ale nie oznacza to, że dostaliśmy złą grę. Dwa światy obroniły się jako soczysty kawałek dynamicznego erpegowego mięsa w sosie „zachodniego” fantasy, nęcący aromatycznym zapachem otwartego świata i ładnej grafiki. Dzięki temu gra uniknęła całkowitego przyćmienia nawet przez gwiazdę Wiedźmina.
94. Valkyrie Profile 2: Silmeria
A oto jeszcze jeden tytuł, który uświetnił zmierzch PlayStation 2. Oczywiście też z Japonii, też wydany w roku 2006 i też przez Square Enix. Tym razem kreatywni mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni wzięli na warsztat mitologię nordycką, podając ją w typowym dla siebie stylu. Jeszcze ciekawsza jest rozgrywka; mimo że gra stosuje typowy dla jRPG podział na mapę eksploracji i turowe bitwy, przemierzanie świata zrealizowano jak w platformówkach 2,5D, natomiast starcia toczą się w trzech wymiarach i korzystają z systemu zręcznościowo-taktycznego, w którym czas płynie tylko wtedy, gdy się poruszamy... No i ta grafika!
93. Siege of Avalon
Wbrew temu, co może sugerować nazwa, wcale nie mamy tu do czynienia z „rolplejem” opartym na legendzie króla Artura. Tytułowy Avalon to twierdza na pograniczu siedmiu sprzymierzonych królestw, a obecnie oblężony przez hordę fanatycznych nomadów ostatni bastion starego porządku, w którym toczy się przygoda. A czym jest sama gra? Wydanym w 2000 roku klasycznym izometrycznym RPG, plasującym się gdzieś pomiędzy Diablo a Baldur’s Gate. Niemniej o tym, że twórcy chcieli zrobić coś więcej niż prostą rąbaninę – i wyszło im to naprawdę zacnie – niech świadczy stare hasło reklamowe gry: „Grałeś ostatnio w jakąś dobrą książkę?”.
92. Shadow Hearts: Covenant
Tym razem mówimy o tytule z 2004 roku, w którym Japończycy zrobili coś, co nawet w naszych stronach zdarza się rzadko (jeden Battlefield 1 wielkiej różnicy nie czyni). Mianowicie wzięli pod lupę I wojnę światową – i podali ją we właściwym sobie stylu. Co to znaczy? Niemieccy oficerowie muszą tutaj odbijać francuskie miasteczka z rąk demonów, a Rasputin próbuje opanować Rosję z pomocą sił ciemności. Shadow Hearts: Covenant zapadło nam w pamięć właśnie dzięki takim historycznym kuriozom, uzupełnianym przez dobrą fabułę i dobrze skonstruowaną rozgrywkę.
91. Paper Mario: The Thousand-Year Door
Co może robić Mario? Wiadomo, biegać, skakać, zbierać monety, względnie prowadzić gokart i prać po uśmiechniętych buźkach swoich kolorowych kolegów. Mało kto zdaje sobie sprawę, że najsławniejszy hydraulik wszech czasów potrafił kiedyś także nabijać levele. Tysiącletnie drzwi, wydane w 2004 roku na GameCube’a, na pozór mogą wyglądać jak zwykłe platformowe Mario, ale różnice objawiają się z całą mocą, gdy nadchodzi spotkanie z przeciwnikiem. Wprawdzie wąsaty idol Japończyków nadal skacze adwersarzom po głowach, ale tym razem robi to w turach. Oryginalna w The Thousand-Year Door jest także stylistyka, łącząca płaskie (papierowe) postacie z trójwymiarowym otoczeniem.
Wyciągnięte z forum
Najlepsza gra z serii Mario, w jaką grałem, miazga!!
Kazuya_3