40. Undertale. Top 100 RPG – Wiedźmin w górę!
Spis treści
40. Undertale
Oto bodaj największa spośród najmniejszych gier 2015 roku. Nie, nie 1985 – nie pomyliły nam się cyferki, wbrew temu, co może sugerować grafika tej produkcji (oldskulowa niemal do bólu). Co takiego wielkiego jest w Undertale? Przywiązanie do detali, nagromadzenie smaczków, a przede wszystkim swoboda w podejmowaniu decyzji i kształtowaniu swojego podejścia do rozgrywki. Wrogowie czyhają na każdym kroku, ale żadnego nie trzeba zabijać – z każdym można porozmawiać, a nawet nawiązać głębszą relację. To gra, która może Wam zafundować erpegowe katharsis. A najlepszy jest fakt, że za powstanie Undertale odpowiada w gruncie rzeczy jeden człowiek – Toby Fox.
39. Ni no Kuni
Ni no Kuni to w zasadzie dwie gry z jednym tytułem – mamy bowiem wersję na DS-a z 2010 roku i na PS3 z 2013 roku. Biorąc pod uwagę, że pierwsze z tych wydań nie trafiło poza Japonię, interesująca powinna być dla nas przede wszystkim edycja na konsolę Sony, opatrzona podtytułem Wrath of the White Witch – jakkolwiek obie wersje różnią się przede wszystkim grafiką i sterowaniem, a pozostałe cechy (z fabułą na czele) mają z grubsza wspólne. Wielkość Ni no Kuni tkwi w sentymentalnej podróży, jaką ta gra nam funduje – to opowieść rodem z dzieciństwa, lecz podana w dość dojrzałej formie... no i opatrzona wspaniałymi animacjami legendarnego studia Ghibli.
38. Ultima Underworld: The Stygian Abyss
Gdyby nie Ultima Underworld, dziś nie byłoby Dooma, serii The Elder Scrolls ani wielu innych gier. No dobra, takie stwierdzenie to pewnie przesada, ale możemy być niemal pewni, że bez dzieła Paula Neuratha tytuły te wyglądałyby inaczej. Wydana w 1992 roku Ultima Underworld jest bowiem jedną z pierwszych produkcji, które zaoferowały grafikę 3D z prawdziwego zdarzenia – w połączeniu ze świetnym klimatem i nieliniową konstrukcją świata dało to niespotykane dotąd poczucie immersji. Wystarczy zresztą wspomnieć, że zachwycony prototypem Richard Garriott zaproponował Neurathowi osadzenie gry w świecie Ultimy, by zrozumieć, że mamy do czynienia z pozycją nie byle jakiej klasy.
37. Akalabeth: World of Doom
Wychwaliliśmy już w tym rankingu rozmaitą klasykę, ale czas najwyższy oddać honor grze, bez której nie byłoby wielu innych – z serią Ultima na czele. Mowa o pierwszym, samodzielnym dziele Richarda Garriotta, stworzonym w 1979 roku, kiedy to Lord British był jeszcze nastolatkiem. Z tego względu Akalabeth nie należy do najbardziej imponujących gier, jeżeli chodzi o fabułę czy dopracowanie rozgrywki, jednak jako twór jednego człowieka może budzić szacunek. No i jest to pierwsza pozycja, w której zastosowano widok FPP! Dlatego to właśnie Świat zagłady, a nie popularniejsze u progu lat 80. Wizardry, otrzymuje nasze wyróżnienie.
36. Deus Ex: Human Revolution (nowość na liście)
Tak, tak, w trzeciej edycji rankingu w końcu się zreflektowaliśmy i obok Rozłamu uwzględniliśmy także Bunt ludzkości. Próba wskrzeszenia serii Deus Ex była jedną z bardziej ryzykownych – i wątpliwych – operacji ery siódmej generacji platform do grania. Dlatego jest również jedną z największych niespodzianek ostatnich lat. Studio Eidos Montreal oddało prawdziwy hołd wszystkiemu, co pokochaliśmy w wielkim protoplaście serii, ale dostosowało te elementy do współczesnych realiów, aktualizując mechanikę i fabularną otoczkę gry. Gdy dorzucono do tego niesamowitą, wręcz artystyczną stylistykę, charyzmatycznego bohatera i pewne innowacje w rozgrywce (zwłaszcza fenomenalny system dialogowy), powstało dzieło jedyne w swoim rodzaju. Każda seria chciałaby takiego restartu!
35. Dark Souls
Pot, krew, łzy i jeden wielki koszmar – to pierwsze, co przychodzi mi na myśl, kiedy przywołuje się Dark Souls. Wygląda na to, że Japończycy z From Software w 2011 roku stworzyli dzieło, które będzie wywierać silny wpływ na naszą branżę jeszcze przez długi czas, nawet jeśli deweloperzy skończą z serią Souls po trzech odsłonach, by skupić się na grach innego rodzaju. Omawiane RPG akcji zafundowało nam zbyt silny „mózgotrzep” – zwłaszcza pecetowcom, zważywszy na jakość portu – byśmy byli w stanie łatwo zapomnieć o tym, co przeżyliśmy w Anor Londo, The Duke’s Archives czy Blighttown... Zwłaszcza w Blighttown.
34. Might and Magic VI: The Mandate of Heaven
Kiedy Might and Magic VI trafiało na rynek w 1998 roku, towarzyszyło mu hasło reklamowe: „Stań się świadkiem odrodzenia legendy”. W istocie The Mandate of Heaven spowodowało nie tylko odrodzenie, ale wręcz zrewolucjonizowanie serii. Objawiło się to przede wszystkim implementacją pełnej swobody ruchu w całkowicie trójwymiarowym środowisku, co pociągnęło za sobą oddanie graczom świata o znacznie bardziej otwartej i okazałej konstrukcji. O tym, jak wielka jest to gra, niech świadczy choćby fakt, że w upływie wirtualnego czasu twórcy uwzględnili nie tylko dni i tygodnie, ale także miesiące i lata, wliczając w to coroczne święta, a nawet... uszczuplające statystyki starzenie się bohaterów.
Wyciągnięte z forum
Gra jest po prostu genialna, nie mogę się oderwać od ponad tygodnia. Eksploracja sprawia ogromną frajdę, podziemia są bardzo dobrze pomyślane (świetne zagadki), poziom trudności dobrze wyważony – nie jest bardzo trudno, ale jeden większy błąd i drużyna leży. Polecam absolutnie każdemu kto lubi cRPG.
Amadeusz ^^
33. Final Fantasy VII
Abstrahując od jakości tej gry, Final Fantasy VII należy się miejsce w annałach choćby za to, w ilu kategoriach była pierwszym tytułem z serii – pierwszym wydanym oficjalnie w Europie, pierwszym przeniesionym na pecety i pierwszym, w którym zastosowano grafikę trójwymiarową. Nic dziwnego, że to właśnie „siódemka” jest często (ale nie zawsze, jak przekonacie się na następnej stronie) najcieplej wspominaną odsłoną Final Fantasy przez graczy w naszej części świata. A o tym, jak wielkim jest dziełem, niech świadczy choćby fakt, że nie znajdziecie rankingu najbardziej łzawych momentów w grach bez wzmianki o śmierci jednej z postaci z tej gry (pewnie wszyscy wiecie, o kogo chodzi).
32. Mount & Blade: Warband
A oto druga i jak na razie ostatnia gra w naszym zestawieniu, której realia bardziej adekwatnie opisuje słowo „historia” niż „fantastyka” – nawet jeśli akcja Mount & Blade: Warband toczy się w pseudośredniowiecznej Calradii. Jest to zarazem chyba jedyna produkcja, w której bohaterowi zaleca się mieć drużynę liczącą nie cztery czy sześć, ale przynajmniej czterdzieści lub sześćdziesiąt osób, a aspiracją protagonisty na ogół nie jest uratowanie świata, tylko jego podbój – i to nie z żadnych wydumanych złych pobudek, a dla zwykłej polityki, żeby się „nachapać”. No i jest jeszcze wisienka na torcie, której nie mają pozostałe Mount & Blade’y – multiplayer na 64 osoby.
31. Demon’s Souls
Sytuacja z Demon’s Souls jest troszkę ironiczna, bo mimo że mamy tu do czynienia z prekursorem Dark Souls (wydanym w 2009 roku), wielu graczy w naszym kraju sięgnęło po Dusze demona dopiero po zapoznaniu się z drugą z wymienionych gier. Rzecz jasna, ta odwrócona kolejność bierze się z faktu, że pierwsza odsłona cyklu Souls była pozycją ekskluzywną na PlayStation 3, a dopiero druga trafiła na inne platformy, w tym PC. Skąd zatem taki porządek ułożenia dzieł From Software w naszym rankingu? Cóż, po raz kolejny potwierdza się teza o niepowtarzalności pierwszego wrażenia. I pierwszego pośmiertnego szoku.