50. Divine Divinity. Top 100 RPG – Wiedźmin w górę!
Spis treści
50. Divine Divinity
Jeżeli The World Ends with You miałoby otrzymać statuetkę za najdziwniej skonstruowany tytuł, Divine Divinity wyróżnienie należy się za tytuł najgłupszy. No ale nie po to umieszcza się grę w połowie rankingu, by ją obrażać, więc już zostawmy tę „Boską boskość”. Co prawda omawianą tu pozycję (wydaną w 2002 roku na PC) zwykło się porównywać do Diablo, jednak nie byłoby jej dziś z nami w tym rankingu, gdyby studio Larian nie pchnęło jej mocno w stronę klasycznych RPG, kładąc spory nacisk na dialogi, fabułę oraz eksplorację ogromnego świata. No i warto pamiętać, że Divine Divinity to prekursor świeżego jeszcze hitu, jakim jest Divinity: Grzech pierworodny.
49. Golden Sun
No i jeszcze jedno klasyczne jRPG mianowane reprezentantem klasycznej platformy sprzętowej z Kraju Kwitnącej Wiśni – Golden Sun z 2001 roku, stworzone z myślą o konsolce Game Boy Advance... choć przyglądając się tej grze, trudno uwierzyć, że mogła działać na tak niepozornym urządzeniu. Omawianą tu produkcję zapamiętaliśmy przede wszystkim ze względu na arcyciekawą fabułę, opowiadającą o zmaganiach ludzkości ze złowrogą energią znaną jako Alchemia, dużo kreatywnych zagadek logicznych, turowe potyczki w pseudotrójwymiarowym środowisku, a także całkiem oryginalny system magii, używany nie tylko w walkach, ale i w toku eksploracji.
48. Kingdom Hearts II
Traktowania przeciwności losu kluczo-mieczem w towarzystwie Goofy’ego i Kaczora Donalda ciąg dalszy. Co prawda, wydane w 2006 roku Kingdom Hearts II sprawiło niejednemu graczowi zawód, jeśli był lojalny wobec swojej PlayStation 2 i nie zagrał w Kingdom Hearts: Chains of Memory na GBA w 2004 roku, przez co nie mógł połapać się w fabule „dwójki”. Nie zmienia to jednak faktu, iż mamy do czynienia z kolejną grą, która łączy dwa szalenie popularne uniwersa i na dodatek robi to w mistrzowski sposób (jak przystało na deweloperów odpowiedzialnych za serię Final Fantasy), dostarczając więcej tego, co poprzednio, tylko w jeszcze lepszym wydaniu. Czy trzeba innej rekomendacji?
47. Ishar 2: Messengers of Doom
Skoro poprzednio było jRPG, teraz wypada wziąć pod lupę kolejną komputerową klasykę, wykorzystującą typowe realia fantasy, widok FPP i drużynowe walki w turach. Przytaczamy tu część drugą serii Ishar z 1993 roku (a właściwie trzecią, jeśli do cyklu doliczyć Crystals of Arborea), a nie pierwszą, gdyż Posłańcy zagłady zaoferowali sporo usprawnień w systemie toczenia starć, a także cykl dobowy, który zaowocował elementem dobrze dziś znanym z serii The Elder Scrolls – zamykaniem sklepów na noc. Ishar wyróżnił się też naciskiem na otwarte przestrzenie i bardziej autonomicznymi niż w większości „rolplejów” członkami drużyny. Ot, mógł taki złodziejaszek uciec z naszymi pieniędzmi.
46. Neverwinter Nights
A tu mamy winowajcę, który zepchnął Icewind Dale II poza pierwszą pięćdziesiątkę – zastosowanie w Neverwinter Nights w 2002 roku grafiki w trzech wymiarach sprawiło, że rzut izometryczny w Zapomnianych Krainach zaczął odchodzić w (nomen omen) zapomnienie. Jednak to nie grafika ani znakomity scenariusz czy sprawne przełożenie zasad trzeciej edycji D&D na cyfrowy grunt zadecydowały o wiekopomności tego dzieła BioWare. Jest to przede wszystkim zasługa niesamowitych możliwości, jakie dawało połączenie edytora i trybu multiplayer. Dla wielu graczy NWN to pierwsza gra, która pozwoliła rozgrywać sesje RPG z prawdziwego zdarzenia na ekranie monitora.
45. Ultima VII: The Black Gate
Jeżeli Ultima IV zgotowała serii rewolucję fabularną, to wydana w 1992 roku Ultima VII dokonała rewolucji na polu technologicznym – nic zatem dziwnego, że obie te odsłony Lord British zwykł wymieniać jako swoje ulubione w całym cyklu. Choć już Ultima VI wprowadziła rzut izometryczny, dopiero siódma część nadała mu sens, dopasowując do niego sterowanie oparte głównie na myszy, a nie klawiaturze. No i Ultima VII zapisała się w historii jako gra olbrzymia – nie dość, że oferowała więcej opcji niż niejeden dzisiejszy sandbox, to jeszcze musiała ulec podziałowi na dwie odrębne pozycje (w 1993 roku wyszło Part Two: Serpent Isle).
44. Quest for Glory: So You Want to Be a Hero
Stawiam, że gdyby w nagłówku użyć tytułu, jaki był pierwotnie planowany dla tej gry (i jej kontynuacji), czyli Hero’s Quest, u tych z Was, którym nazwa Quest for Glory nic nie mówi, mogłyby pojawić się skojarzenia z kultowymi przygodówkami Sierry – i jak najbardziej słusznie. Ale nie, nic nam się nie pomerdało z umieszczeniem tej produkcji w rankingu – bo choć faktycznie Quest for Glory (rocznik 1989) ma w sobie wiele z gry przygodowej (przede wszystkim sterowanie), zawiera równie dużo pierwiastków erpegowych, jak wybór klasy postaci na starcie, walka czy rozwój bohatera. Dodajmy do tego humor i fabułę na poziomie Sierry (czyli mistrzowskim), a otrzymamy prawdziwy unikat.
43. Fable
Zgodnie z obietnicą złożoną kilka stron temu, oddajemy też honor pierwszej części Fable. Zastanawiacie się może, dlaczego druga odsłona, skoro wprowadziła niby tak dużo innowacji do pierwowzoru, wylądowała ponad czterdzieści pozycji niżej? Cóż, powodem jest tutaj magia rewolucyjnych pierwowzorów – a baśniowy klimat, podejście do walki i (przede wszystkim) uwidaczniające się chociażby w wyglądzie bohatera konsekwencje w wybieraniu między dobrem a złem stanowiły w 2004 roku jako całość coś naprawdę przełomowego... Choć wszystkich swoich pompatycznych obietnic Peter Molyneux, jak to on, oczywiście nie zdołał spełnić.
42. Bloodborne
Oczywiście nie mogło zabraknąć przedostatniego dzieła studia From Software – niby tak podobnego do wszystkich produkcji ze słowem Souls w tytule, ale jakże od nich odmiennego, gdy się uważniej przypatrzeć. Najistotniejszy jest fakt, że dotychczasową podstawę – czyli trzecioosobowe RPG akcji z wyśrubowanym poziomem trudności – obleczono w nowe szaty, umieszczając wydarzenia w mrocznym, gotyckim mieście Yharnam i opatrując całość grafiką godną ósmej generacji konsol. Nie bez znaczenia jest także przemodelowany, bardziej „ofensywny” model walki. Krótko mówiąc, PlayStation 4 dostało „ekskluzywa”, z którego to powodu inne platformy mogą nadal zielenieć z zazdrości.
41. Icewind Dale
Zastanawiacie się może, co Icewind Dale robi tak wysoko, skoro kilka stron temu opisywałem jego kontynuację jako „więcej i lepiej”? Cóż, Icewind Dale II dopadło coś, co można nazwać dziejowym niefartem – gra nie trafiła w swoją epokę, przez co w pamięci została nam jako produkt nieco przestarzały, niedotrzymujący kroku postępowemu Neverwinter Nights. A „jedynka”? Nostalgia na całego! Wprowadzeni do Doliny Lodowego Wichru po raz pierwszy, nie myśleliśmy o tym, czy aby nie ma za dużo hack’n’slasha w tym RPG. Po prostu szliśmy przed siebie, chłonąc klimat i raz po raz otrząsając się z urojonego zimna. Na marginesie, Brian Fargo w jednym z wywiadów przyznał, że to właśnie Icewind Dale jest jego ulubioną grą ze złotej epoki Interplaya.