5. The Elder Scrolls III: Morrowind. 100 najlepszych soundtracków z gier
Spis treści
5. The Elder Scrolls III: Morrowind
Wśród fanów serii The Elder Scrolls w sporze o to, która gra miała najlepszą oprawę audio, walka toczy się głównie pomiędzy częściami trzecią i piątą. Nic dziwnego, bo choć nie brakuje utworów, które zostały skomponowane do Morrowinda, zaś na potrzeby Skyrima nagrano jedynie ich nową wersję, to oba soundtracki mają całkowicie inny wydźwięk. Pracując nad tytułem z 2011 roku, Jeremy Soule postawił na monumentalne, głośne brzmienia, szczodrze wzbogacone chórami. W trzeciej części nadal dominuje podniosła muzyka orkiestralna (sam kompozytor stwierdził, że tylko taka pasuje do ogromu The Elder Scrolls), jednak wstawki wokalne pojawiają się bardzo sporadycznie, a całość jest dostojna – spokojniejsza, z wyraźniejszymi partiami poszczególnych instrumentów (wśród których przeważają smyczkowe oraz dęte). Jedyny poważniejszy zarzut, jaki można w tej kwestii wysunąć pod adresem Bethesdy, stanowi długość ścieżki dźwiękowej – w wersji podstawowej przesłuchanie jej zajmie nieco ponad 40 minut, co jak na grę, z którą spędzało się naprawdę bardzo dużo czasu, wydaje się zupełnie niewystarczające. Na szczęście Soule skomponował muzykę do Morrowinda na tyle dobrze, że słuchanie w kółko powtarzających się motywów nie nudzi się zbyt szybko.
4. Assassin's Creed II
Ścieżki dźwiękowe w serii Assassin's Creed dzielą się na dwie epoki – Jespera Kyda i kompozytorów, którzy byli po nim. W tej pierwszej grupie „dwójka” jest powszechnie uważana za soundtrack najlepszy, pojawiają się nawet głosy, że Duńczyk ani wcześniej, ani później nie stworzył już niczego tak dobrego – on sam zresztą przyznał w jednym z wywiadów, że fani namawiali go, by pozostał w klimatach XV i XVI wieku. Każdy utwór pasuje do swojego otoczenia: gdy przemierzamy dachy budynków, w tle przygrywa Venice Rooftops, które mimo gitar elektrycznych i współcześnie hałasujących bębnów nigdy nie brzmi tak, jakby należało do innego czasu i miejsca niż włoski renesans. W innych momentach Kyd robi użytek z 13-osobowego chóru lub olśniewającego głosu Melissy Kaplan oraz zespołu smyczkowego, składającego się z 30 muzyków. Z kolei tam, gdzie inni kompozytorzy celowaliby w jak najbardziej podniosłe dźwięki, Duńczyk wstawia akustyczne akordy. I wszystko wychodzi jak należy – nawet wtedy, gdy w Assassin's Creed II słychać nowocześniejsze instrumenty i elektroniczne efekty. Nietrudno zrozumieć rozpacz fanów serii z powodu zakończenia przez Kyda współpracy z twórcami gry po Brotherhoodzie, bo „dwójkę” w sferze audio ciężko będzie komukolwiek przebić.
Posłuchaj! https://soundcloud.com/jesperkyd/sets/assassins-creed-2
3. The Last of Us
W porównaniu z czołówką tego zestawienia The Last of Us ma zdecydowanie najmniej wzniosłą ścieżkę dźwiękową. Gustavo Santaolalla, argentyński kompozytor, który swego czasu zdobył dwa Oscary pod rząd (za muzykę do Tajemnicy Brokeback Mountain w 2005 i Babel w 2006 roku), postanowił postawić na minimalistyczne podejście – nie uświadczycie tu orkiestralnych brzmień i chóralnych śpiewów. I słusznie, bo powolne brzdąkanie gitary z ledwo słyszalnym podkładem to idealne tło dla produkcji, która dla wielu stała się pierwszym przykładem prawdziwie artystycznej gry wideo. Mroczne, choć niepozbawione pozytywnych emocji utwory dokładają swoją cegiełkę do wszechobecnej atmosfery beznadziei. Aby osiągnąć ten efekt, Santaolalla pracował z rozstrojonymi gitarami, bębnami oraz szeregiem instrumentów stworzonych na poczekaniu np. z rur konstrukcyjnych. Część ścieżki dźwiękowej została także nagrana poza studio: w łazience czy kuchni. Wszystkie te eksperymenty opłaciły się z nawiązką, a dziennikarze zgodnie stwierdzili, że Argentyńczyk swoją muzyką idealnie dopasował się do klimatu oraz rozgrywki w The Last of Us. Soundtrack ten otrzymał szereg nominacji do branżowych nagród, zaś poszczególnie utwory doczekały się coverów znanych artystów.
2. Deus Ex: Bunt ludzkości
Oryginalne Deus Ex to absolutna klasyka gatunku, jedna z gier, z którymi powinien zaznajomić się każdy gracz. Deus Ex: Bunt ludzkości może i nie ma już tej samej świeżości co pierwsza część, ale w jednym aspekcie zdecydowanie nad nią góruje (Michael McCann, odpowiadający za oprawę audio, przyznał zresztą, że nie wzorował się zbytnio na dokonaniach Ion Storm). Czas pokaże, czy ścieżka dźwiękowa dzieła studia Eidos Montreal zasługuje na tak wysokie miejsce w tym zestawieniu, ale jedno jest pewne – w ostatnich latach mało było w interaktywnej rozrywce tak doskonałej muzyki. Kompozycje te to rozbudowane utwory, oparte na elektronice, ale niestroniące od orkiestry; nowoczesne, ale dzięki zawodzącym chórom mające w sobie trochę klasyki; bardzo rytmiczne, ale za sprawą zalewu efektów nawet przez chwilę nie monotonne. Trudno tu wyróżnić jakikolwiek tytuł: wszystkie zgrywają się w jedną, idealną całość, a przejścia pomiędzy fragmentami dynamicznymi i spokojnymi są tak płynne, że mogą stanowić wzór dla niemal każdej gry. Połączenie techno, ambientu i brzmień orkiestralnych to jeden z definiujących elementów najnowszej części Deus Ex, a jeżeli zwiastun Rozłamu ludzkości ma być pewną wskazówką, możemy spodziewać się podobnych klimatów także w przyszłorocznej odsłonie.
Posłuchaj! https://soundcloud.com/michaelmccannmusic/sets/deus-ex-human-revolution-soundtrack
1. The Elder Scrolls V: Skyrim
Pierwsza pozycja Skyrima w zestawieniu budziła w redakcji kontrowersje, ale to Wasze głosy przeważyły szalę na stronę mroźnej krainy. Słowo „monumentalny” pojawiło się w tym zestawieniu już dobre kilkanaście razy, ale przykro mi – muszę użyć go raz jeszcze. Bo niewiele jest w grach muzyki, która zasługuje na ten przymiotnik bardziej niż właśnie Skyrim. Piąta część The Elder Scrolls to produkcja absolutnie potężna, a soundtrack tylko to podkreśla. Do stworzenia samego motywu przewodniego, napisanego w wymyślonym języku smoków, Jeremy Soule zaprosił trzydziestoosobowy chór... a następnie nałożył na siebie poszczególne nagrania tak, by zrobić wrażenie, że śpiewa prawie setka osób. Wszystko po to, by osiągnąć efekt utworu „wykonywanego przez hordę barbarzyńców”, jak stwierdził sam Soule – w czym pomogły także potężne bębny. Obecnie Dragonborn pozna nawet gracz, który w Skyrima nie grał. Reszta soundtracku podobnie kultowego statusu może i nigdy się nie doczeka, ale to nadal mnóstwo wyśmienitych, orkiestralnych brzmień. Część z nich została zresztą zainspirowana poprzednimi odsłonami serii – pojawiają się np. melodie, które każdemu fanowi Morrowinda od razu wydadzą się znajome. Sporo jest tutaj utworów bardzo spokojnych, kontrastujących z tym, do czego przyzwyczaił nas motyw przewodni. Wszystkie zachwycają jednak harmonią oraz czystością dźwięku. Jeremy Soule nie zaserwował fanom serii niczego, z czym dotychczas by się nie zetknęli, bo i nie o innowację tu chodziło. Skyrim to tour de force tego kompozytora, który być może stworzył dzieło swego życia. Ale z takimi stwierdzeniami poczekajmy do części szóstej...