Wiedźmin 3: Dziki Gon. 15 gier pełnych błędów, które pokochali gracze
Spis treści
Wiedźmin 3: Dziki Gon
Pewnie dostanie mi się po uszach za to, że szkaluję skarb narodowy rodzimego gamingu, ale zanim się zacznie, pozwólcie, że się wytłumaczę. Wiedźmin 3 to absolutnie fantastyczna gra. Wsiąknąłem w nią na niemal 300 godzin i bawiłem się przy tym nieziemsko, wykonując zadania, ogrywając wieśniaków w gwinta lub ubijając potwory. Opus magnum CD Projekt RED jest tytułem niezwykłym i w pełni zasługuje na morze nagród, jakie otrzymało. Ale trzeba zauważyć jedno: jeśli kupiliście Dziki Gon w dniu premiery i w ciągu pierwszych kilku godzin nie natrafiliście na co najmniej kilka rażących błędów, możecie spokojnie zacząć obstawiać na loteriach, bo najwidoczniej jesteście w czepku urodzeni.
Stan technologiczny Wiedźmina 3 na premierę usprawiedliwia w dużej mierze skala całego przedsięwzięcia. Warszawskie studio porwało się z motyką na słońce, próbując dostarczyć tak ambitny produkt, a dysponując mniejszymi funduszami niż większość deweloperów z segmentu AAA. Ostatecznie ta niewykonalna misja zakończyła się sukcesem, bo Dziki Gon spełnił wszelkie oczekiwania, ale okupił to masą niedociągnięć. Była wariująca kamera, były znikające głowy postaci, było zacinanie się na najmniejszych obiektach i cały szereg innych niedoróbek. A za Hajtowską truskawkę na torcie robiła Płotka. Wierzchowiec Geralta sprawiał niewypowiedziane kłopoty silnikowi, który co rusz kazał biednemu zwierzęciu lewitować, teleportować się w dziwaczne miejsca lub zatrzymywać na wyimaginowanych przeszkodach. Na szczęście CD Projekt RED szybko doprowadził liczbę błędów do akceptowalnego poziomu... choć świat Wiedźmina nadal nie pozbył się ich na dobre.
A skoro już o Płotce mowa – wiecie, że błędy z nią związane tak naprawdę były celowe, przygotowane w trosce o graczy? Początkowo jazda na koniu wydawała się w Wiedźminie 3 tak realistyczna, że testerzy zaczynali mieć objawy choroby lokomocyjnej. Deweloperzy musieli więc powołać do życia specjalny oddział, odpowiedzialny za tworzenie wszelkiej maści błędów – inaczej ich dzieło mogłoby poważnie zaszkodzić fanom. No, przynajmniej tak przedstawiono sytuację w materiale zza kulis sprzed dwóch lat, opublikowanym – zapewne całkowicie przypadkowo – 1 kwietnia. Polecamy, bo to chyba jedyna okazja, by usłyszeć Wojciecha Manna udającego konia.