The Elder Scrolls V: Skyrim. 15 gier pełnych błędów, które pokochali gracze
Spis treści
The Elder Scrolls V: Skyrim
Skoro już poznęcaliśmy się troszeczkę nad swojskim Wiedźminem 3, pora na kolejną powszechnie uważaną za klasykę gatunku RPG produkcję z tej dekady, która zyskałaby na kilku dodatkowych dniach, tygodniach czy nawet miesiącach szlifowania. Z drugiej strony wszyscy przecież wiemy, szczególnie teraz, po premierach nowych odsłon Fallouta, że nie istnieje coś takiego jak gra Bethesdy pozbawiona poważnych niedociągnięć. Trudno wskazać innego wydawcę, który w tak spektakularny sposób wyniósłby filozofię „it’s not a bug, it’s a feature” do rangi sztuki.
Z drugiej strony pewnie niewielu graczy narzekałoby, gdyby odebrać im wątpliwą przyjemność oglądania tekstur materializujących się w dziwacznych miejscach, przeciwników zaklinowanych w ścianach, wierzchowców wjeżdżających na szczyty gór po niemalże pionowych zboczach czy postaci i zwierząt spacerujących w powietrzu. To jednak błędy nieszczególnie imponujące. Co powiecie na nieścisłość w kodzie, która potrafiła zmniejszać ludzi do lilipucich rozmiarów, a ze zwykłego kurczaka uczynić kilkumetrowego kolosa? Albo o uderzeniu giganta posyłającym naszego nieszczęsnego protagonistę w stratosferę? Mówcie, co chcecie, Bethesda, gdy się postara, potrafi nawet własne niedociągnięcia uczynić czymś naprawdę efekciarskim.
Ale to oczywiście nie szokujące niedoróbki zadecydowały o popularności Skyrima, której po dziś dzień może mu pozazdrościć niemal każdy inny tytuł. To po prostu dzieło, w którym zawartości jest na tyle dużo, że głupio byłoby czepiać się o takie drobnostki jak sklepikarze przymykający oko na kradzieże, gdy tylko wsadzić im garnek na głowę. Z całym swoim arsenałem idiotycznych niedociągnięć piąta część The Elder Scrolls to po prostu diablo dobra gra – taka, której żadna następna produkcja Bethesdy niestety nie dorasta do pięt.
Nawet parę lat po premierze niektóre rażące błędy Skyrima pozostały przez Bethesdę nienaprawione. Na szczęście dla społeczności skupionej wokół gry twórcy udostępnili fanom rozmaite narzędzia moderskie. I o ile większość domorosłych deweloperów korzystała z nich, by zmienić swojego wierzchowca w jeszcze bardziej dziwaczną wersję Tommy’ego Wiseau (o ile to w ogóle możliwe), część postanowiła zabrać się za to, czym wcześniej powinni zająć się sami autorzy. Skyrim doczekał się naprawdę sporych rozmiarów amatorskiego patcha, prace nad którym były nadzorowane na fanowskim forum. Byle tylko Bethesda nie pomyślała, że wszystkie jej błędy i tak naprawią gracze!