7. Into the Breach. Najlepsze gry 2018 roku – wybór redakcji
Spis treści
7. Into the Breach
Into the Breach to niewielka turowa strategia z pixelartową oprawą, która na pierwszy rzut oka bardziej nadaje się na urządzenia mobilne niż na „duże” platformy. Jej założenia też nie zaskakują złożonością: do dyspozycji mamy zespół trzech mechów o specyficznych umiejętnościach i na małych planszach mierzymy się z inwazją obcych. A mimo to, gdy już usiądzie się do gry na chwilkę, nieuchronnie pojawia się syndrom jeszcze jednej misji, zazwyczaj mijający dopiero wtedy, kiedy przejdziemy całość – lub przegramy.
To produkcja, którą najłatwiej przyrównać chyba do szachów – bez odpowiedniego analizowania możliwości ruchów swoich i przeciwnika oraz myślenia o parę kroków naprzód daleko się tu nie zajdzie. Z jedną różnicą – tutaj zarówno mechy, jak i wrogowie mają znacznie bardziej zróżnicowane zdolności, a pod uwagę trzeba często brać też warunki pogodowe czy bombardowania. W efekcie Into the Breach wymaga ciągłego główkowania i przystosowywania się do stale ewoluującej sytuacji na polu bitwy, co z kolei skutkuje szaloną satysfakcją po każdym ukończonym zadaniu.
OKIEM REDAKCJI – DLACZEGO MUSISZ ZAGRAĆ W INTO THE BREACH
Pozwólcie, że opowiem Wam historię. Na początku czerwca, tuż przed E3, boleśnie skręciłem kostkę (ważna lekcja – nie uprawiajcie sportu, zostańcie przed komputerami) i wylądowałem w gipsie na trzy tygodnie. Moim jedynym kompanem na wysłużonym laptopie, bo usiąść do konsoli nie mogłem, było Into the Breach, malutka strategia z pozornie banalnymi zasadami. Grałem w nią praktycznie każdego dnia przez cały ten czas, a gdy tylko zdjęto mi gips... od razu zainstalowałem ją na stacjonarnym komputerze.
Eksperymentowanie z różnymi drużynami mechów, zdobywanie kolejnych medali i odblokowywanie pilotów sprawia mnóstwo satysfakcji. I nawet teraz, gdy wydaje mi się, że zobaczyłem już w Into the Breach wszystko, jestem pewien, że gdybym włączył grę z zamiarem przejścia tylko jednej misji, skończyłbym na napisach końcowych pięć godzin później.
OKIEM REDAKCJI – DLACZEGO MUSISZ ZAGRAĆ W INTO THE BREACH
W Into the Breach warto zagrać, żeby przekonać się, że wcale nie potrzebujemy w grach nie wiadomo ilu mechanik, postaci, broni, surowców, NPC-ów etc. Najważniejsze, żeby fundament gry był solidny, a rozgrywka (game loop) szybko się nie nudziła. I tak właśnie jest w nowym dziele twórców FTL. To po prostu bezapelacyjny dowód na potęgę prostoty.
6. Pillars of Eternity II: Deadfire
Są powody, by drugie Pillars of Eternity uważać za komercyjną klapę (według wyliczeń jednego z inwestorów gra rozeszła się w nieco ponad 100 tysiącach egzemplarzy), ale niech nie zwiodą Was mizerne wyniki sprzedaży – studio Obsidian Entertainment wcale nie zapomniało, jak robić porządne klasyczne RPG. Wręcz przeciwnie: Deadfire rozwija już i tak bardzo rozbudowaną formułę poprzedniej części, dodając do niej m.in. opcję dwuklasowości, podklasy postaci, złożone zarządzanie własnym okrętem, usprawnioną ekonomię i bezlitośnie skuteczną sztuczną inteligencję.
A oprócz tego znacznie lepiej wygląda oraz brzmi. Daniem głównym pozostaje jednak historia. Zamiast sztampowej opowiastki o Wybrańcu, Który Odmieni Nasz Świat®, deweloperzy nie boją się zaserwować scenariusza o poważnej, momentami niemal filozoficznej tematyce, często wymagającego od nas podejmowania ciężkich decyzji. Ich konsekwencje wpływają zarówno na przebieg całej fabuły, jak i na naszych towarzyszy, a że ci są ciekawi i charyzmatyczni, nierzadko drżymy o ich losy. Porównania z Baldur’s Gate 2 zdecydowanie nie są czynione bez powodu!
OKIEM REDAKCJI – DLACZEGO MUSISZ ZAGRAĆ W PILLARS OF ETERNITY 2
Bo to doświadczenie najbardziej zbliżone do tego, co oferuje Baldur’s Gate 2. Przemierzamy wielki świat, mamy tu sporo swobody i mnóstwo zadań do wykonania, wszystko jest barwne i piękne, tylko my ciągle taplamy się w morzu szarości moralnej, nawet gdy uczestniczymy w najbardziej widowiskowych przygodach. A tych tu nie brakuje.
OKIEM REDAKCJI – DLACZEGO MUSISZ ZAGRAĆ W PILLARS OF ETERNITY 2
Jestem skłonny zaryzykować tezę, że Pillars of Eternity II to ostateczna forma spadkobiercy Baldur’s Gate II. Odłóżmy na bok „udziwnioną” morską otoczkę – prawie w każdym innym aspekcie Deadfire zapewnia tak samo wspaniałe doznania jak te, których dostarczyło dzieło BioWare prawie dwie dekady temu... a w niektórych aspektach nawet jeszcze lepsze (!).
To sentymentalna podróż przez izometryczne krainy magii i miecza, w których aktywna pauza i drużyna wyjątkowych postaci z krwi i kości pomagają przedrzeć się przez epicką opowieść, najeżoną trudnymi wyborami i walkami z wymyślnymi monstrami. A wszystko to dopieszczone jak w żadnym innym klasycznym RPG ostatnich lat (oczywiście z wyjątkiem Divinity: Original Sin II). Łza nostalgii w oku gwarantowana!