13. Celeste. Najlepsze gry 2018 roku – wybór redakcji
Spis treści
13. Celeste
Niezależna pixelartowa platformówka? Czy myśmy już tego nie widzieli? I to jakieś 5941 razy w ciągu ostatnich kilku lat? Celeste jednak wybija się na tle tego grona i robi to z nie lada przytupem. Przede wszystkim za sprawą rozgrywki, bo poruszanie się jest w tej produkcji wyjątkowo płynne, intuicyjne, a jednocześnie zróżnicowane. Mamy tu wspinaczkę, doskoki w powietrzu czy wykorzystywanie różnych elementów planszy w celu pokonania większych przeszkód.
Gra co jakiś czas odkrywa przed nami kolejne mechaniki, gwarantując, że zabawa nigdy nie stanie się monotonna. Oferuje także masę sekretów i zawartości – m.in. dodatkowe poziomy, które sprawiają, że nawet weterani gatunku rwą sobie włosy z głowy. A oprócz tego Celeste opowiada naprawdę angażującą historię z ciekawymi postaciami, dzięki czemu chcemy towarzyszyć rudowłosej Madeline zarówno we wspinaczce na szczyt gigantycznej góry, jak i w zmaganiach z jej problemami. To mała gra z wielkim sercem i wyjątkowo emocjonujące doświadczenie, od początku aż po sam koniec.
OKIEM REDAKCJI – DLACZEGO MUSISZ ZAGRAĆ W CELESTE
Każdy, kto lubi wymagające platformówki, musi zagrać w Celeste. Tak. Ginie się tu dużo i często, ale dzięki błyskawicznemu odradzaniu i ogromnej różnorodności etapów (najlepsze etapy platformówkowe tej generacji!), trudno się od Celeste oderwać. Gra pozwala również na samodzielne skalowanie poziomu wyzwań. Obowiązkowe etapy są trudne, ale nie wywołują potrzeby rwania włosów z głowy. Co inne nieobowiązkowe znajdźki czy niesamowicie trudne etapy dodatkowe. Przy nich zdecydowanie nie trudno o łysinę.
12. Far Cry 5
Ciekawej fabuły w tej grze nie uświadczycie. Niezwykle interesujących postaci – też nie. Zapomnijcie również o nowatorskich rozwiązaniach w rozgrywce oraz świecie, który Was zauroczy. Far Cry 5 to nie wykwintne danie w restauracji z trzema gwiazdkami Michelina, a wielki, obfitujący w składniki hamburger... i jako taki w zupełności zaspokaja apetyt na porządną zabawę.
Produkcja Ubisoftu oferuje niezbyt skomplikowaną, ale sprawiającą masę frajdy rozgrywkę, polegającą głównie na strzelaniu do wszystkiego, co się rusza, i pozostawianiu po sobie spalonej ziemi. Historia kultu głoszącego nadchodzącą apokalipsę na pierwszy rzut oka fascynuje, ale jest wyłącznie tłem dla radosnej rozwałki. I jeśli to zaakceptować, Far Cry 5 nie zawodzi, oferując niczym nieskrępowaną swobodę w eksploracji dużego, ładnego świata oraz w atakowaniu kolejnych posterunków i oddziałów wroga. Mało ambitne? Owszem. Niezbyt nowatorskie? Z pewnością. Ale póki da się przy tej samej formule bawić równie dobrze jak w przypadku ostatnich odsłon cyklu, nie warto tyle narzekać.
OKIEM REDAKCJI – DLACZEGO MUSISZ ZAGRAĆ W FAR CRYA 5
Far Cry 5 ukazał się na początku roku i zanim zaczęto przyznawać nagrody najlepszym produkcjom 2018 roku, wiele osób zdążyło już zapomnieć o tym tytule. Tymczasem on zupełnie na to nie zasługuje, gdyż chyba nie ma innej gry z otwartym światem, która posiadałaby równie dobre podstawowe mechanizmy rozgrywki. Pod tym względem autorzy spisali się na medal.
Walka za pomocą broni palnej jest miodna jak diabli, a pukawki są jeszcze przyjemniejsze w użyciu niż we wcześniejszych odsłonach cyklu. To również rzadki przypadek sandboksa, w którym podejście skradankowe sprawia równie dużo frajdy co bezpośrednie konfrontacje. Do tego bogaty zestaw gadżetów i dobry silnik fizyczny zapewniają ogromną swobodę wyboru metod realizacji zadań, pozwalając graczom na wyszalenie się w kreatywnym masakrowaniu wrogów.
Świetnym rozwiązaniem okazało się też przydzielenie każdemu czarnemu charakterowi odrębnego regionu. Dzięki temu z każdym z owych typków spędzamy dużo czasu, poznając ich osobowości i historie. Autorom należą się także pochwały za odważny finał kampanii. Nie wszystkim przypadł on do gustu, ale nie da się ukryć, że był dużym zaskoczeniem. Ponadto fakt, że Far Cry 5 nie dostał żadnej nagrody za najlepszy soundtrack, jest dla mnie największą niesprawiedliwością minionego roku.
HED DODATKOWO POLECA TETRIS EFFECT
Zabrzmi to głupio, ale jedną z najbardziej emocjonujących produkcji 2018 roku była dla mnie kolejna wersja „tej słynnej gry o układaniu klocków spadających z góry ekranu”. Tetris Effect to dzieło twórcy Reza, Lumines i innych growych doznań próbujących zadziałać na naszą podświadomość.
Tym razem Tetsuya Mizuguchi trafia w dziesiątkę: serwuje klasyczną wersję Tetrisa z małymi dodatkami i opcjonalnym wsparciem dla gogli VR, która jednak staje się niezwykłym przeżyciem dzięki warstwie wizualnej oraz fantastycznej ścieżce audio. Pod naporem przepięknych efektów cząsteczkowych układających się w obrazy oraz dźwięków idealnie sprzężonych z rozgrywką szybko zapominamy, że to przecież tylko „uwspółcześniona iteracja najbardziej znanej radzieckiej gry logicznej”.