5. Assassin’s Creed Odyssey. Najlepsze gry 2018 roku – wybór redakcji
Spis treści
5. Assassin’s Creed Odyssey
Psioczy się na nowe Assassin’s Creed – że niezbyt odkrywcze, że mikrotransakcje, że zmusza do grindu – ale jak przychodzi co do czego, trudno oderwać się od monitora. Ubisoft w ubiegłym roku jeszcze mocniej odszedł od formuły, jaka definiowała tę serię na samym początku jej istnienia, zamiast tego coraz odważniej flirtując z pomysłem przeistoczenia cyklu w pełnoprawne RPG. I chyba możemy w końcu powiedzieć, że w Odyssey ta przemiana dokonała się w pełni: są tu wybory kwestii dialogowych, romanse z postaciami niezależnymi, złożone zarządzanie ekwipunkiem i wciągający rozwój postaci. Francuzi nie ukrywali swoich inspiracji Wiedźminem 3 i choć ich grze nie udało się dorównać dziełu CD Projektu RED, ogółem zmiany wyszły jej zdecydowanie na dobre.
Assassin’s Creed Odyssey kładzie m.in. nieco mocniejszy nacisk na główny wątek fabularny. Ten, w przeciwieństwie do opowieści z niektórych poprzednich części serii, naprawdę angażuje, przede wszystkim za sprawą ciekawie wymyślonych postaci oraz świetnego aktorstwa głosowego. Jednocześnie Ubisoft nie rezygnuje całkowicie z tego, co dla niego typowe, i ponownie serwuje piaskownicę z prawdziwego zdarzenia, w której – jeśli tylko mamy taką ochotę – możemy na długie godziny zająć się wyłącznie misjami pobocznymi i szukaniem sekretów.
Eksploracja całego świata jest tu zajęciem wymagającym poświęcenia mu wielu godzin, ale zdecydowanie warto się do tego przekonać. Francuscy deweloperzy wykonali tytaniczną pracę, odwzorowując starożytną Grecję, w której nie brakuje miast, świątyń, fortyfikacji (w końcu trwa wojna peloponeska!), jaskiń oraz mniejszych i większych wysepek, pomiędzy którymi kursujemy własnym okrętem (ładny ukłon w stronę fanów Black Flag). To gra o gigantycznej skali, ale nawet przez moment niesprawiająca wrażenia, że w tym ogromnym uniwersum nie ma co robić. I choć zmuszanie do grindu oraz obsesja na punkcie aktywności pobocznych nie przynoszą Ubisoftowi chwały, za tę niezwykłą atmosferę autentycznego starożytnego świata można przymknąć oko na pomniejsze wady. Jeśli kolejne części cyklu utrzymają podobny poziom, o przyszłość Assassin’s Creed nie ma się co martwić.
OKIEM REDAKCJI – DLACZEGO MUSISZ ZAGRAĆ W ASSASSIN’S CREED ODYSSEY
Żadna firma nie specjalizuje się tak bardzo w otwartych światach jak Ubisoft. Mimo to do niedawna najsłynniejszy jego cykl, czyli Assassin’s Creed, mocno odstawał pod względem mechaniki walki od innych tytułów tego wydawcy. Ten niefortunny stan rzeczy uległ jednak zmianie wraz z premierą Assassin’s Creed Origins. Na fundamentach tej przełomowej dla serii produkcji zbudowano Assassin’s Creed Odyssey, zachowując wszystko, co dobre, ale jednocześnie ulepszając formułę w wielu aspektach.
Autorzy poszli w pełne RPG, oferując system decyzji i konsekwencji, wzmacniając znaczenie statystyk i dodając opcje dialogowe. Wszystko to wyszło grze na dobre, wydatnie zwiększając zaangażowanie gracza w opowiadaną historię. Już i tak bardzo udany system walki został rozbudowany o masę nowych zdolności, a porzucenie tarcz (co było w sumie dość kontrowersyjnym posunięciem) wymusiło większą agresywność i położenie nacisku na parowanie oraz uniki, mocno podkręcając dynamizm potyczek.
Doskonałe wrażenie robi także struktura świata. Teren dostępny w grze jest ogromny, ale odkrywamy go kawałek po kawałku zamiast ganiać po mapie jak kot z pęcherzem. W rezultacie dobrze poznajemy wszystkie zwiedzane miejsca, dzięki czemu wydają się one czymś więcej niż tylko dekoracjami. Bardzo trafionym pomysłem okazało się także rozbudowanie systemu tropiących nas najemników i zaimplementowanie mechaniki polowania na kultystów. Dodajmy do tego aspekt marynistyczny, a otrzymamy produkcję z ogromem zazębiających się elementów, z których każdy pasuje do pozostałych i wzmacnia siłę całości, dając w sumie jedno z najciekawszych RPG akcji na rynku.
ANNA DODATKOWO POLECA GRIS
Gris wskoczyło do sklepów w połowie grudnia, gdy większość z nas już zamykała swoje topki, przez co mogło przemknąć pod radarem. A szkoda, bo dla mnie było to jedno z najciekawszych i najprzyjemniejszych growych doświadczeń minionego roku. I zdecydowanie najładniejsze – każdy ekran Gris to dzieło sztuki i ukończenie gry zapewnia, poza satysfakcją, folder pełen tapet na pulpit wystarczający na cały nadchodzący rok. Wielokrotnie zdarzało mi się przystanąć na chwilę, by w pełni docenić mnogość detali czy pomysłową konstrukcję poziomu lub po prostu chłonąć atmosferę (i niezwykle przyjemny soundtrack).
Gra na pierwszy rzut oka kojarzy się z Journey (wizualny majstersztyk, brak tekstowej narracji, fabuła otwarta na interpretacje), ale idzie dalej w kwestii mechaniki, oferując nie tylko platformówką eksplorację, ale też zagadki logiczne. Wszystko to jednak utrzymane w relaksującej, kontemplacyjnej atmosferze, bez walki czy wyzwań czasowych (nie znoszę!). Gorąco polecam!