16. Resident Evil (2002). 28 najbardziej dochodowych filmów na bazie gier
Spis treści
16. Resident Evil (2002)
W SKRÓCIE:
- Data premiery: 2002
- Łączny dochód filmu na świecie: 102 miliony dolarów
- Dochód w Polsce: brak danych
- Szacowany budżet: 33 miliony dolarów
Paul W. S. Anderson umie – i najwyraźniej lubi – robić średniej klasy blockbustery, które czapek z głów może nie zrywają, ale na pewno na siebie zarabiają i wstydu nie przynoszą (choć w przypadku filmu Alien vs. Predator zdania są podzielone). I takie jest też Resident Evil. Adaptacja gry, która praktycznie przeistoczyła się w kinowy serial. Odniosła na tyle duży sukces, że było warto. Anderson dobrze wykorzystał początki boomu na apokalipsę zombie, swoją rękę do scen akcji oraz urok Milli Jovovich – z którą zresztą reżyser wziął potem ślub. Zalety filmu wystarczyły, by – mimo niepochlebnych recenzji – znalazło się grono wiernych widzów, co zaowocowało sześcioczęściowym cyklem, który w najbliższych latach doczeka się rebootu.
Czy warto zobaczyć?
Tak. Film nie zestarzał się jakoś szczególnie godnie, ale wypada sprawdzić, co zapoczątkowało kinowy minifenomen, który utrzymał się na ekranach przez kilkanaście lat.
15. Mortal Kombat (1995)
W SKRÓCIE:
- Data premiery: 1995
- Łączny dochód filmu na świecie: 122 miliony dolarów
- Dochód w Polsce: brak danych
- Szacowany budżet: 18 milionów dolarów
Jak już ustaliliśmy – Paul W. S. Anderson fetyszyzuje dwa zjawiska. Efekty specjalne i Millę Jovovich. W omawianym tu przypadku mógł polegać tylko na jednym z tych aspektów, ale – na swój sposób dał radę. Mortal Kombat jest filmem przegiętym, radośnie głupawym i pozbawionym jakiegokolwiek głębszego sensu, ale jakimś magicznym sposobem potrafi zapewnić mnóstwo odmóżdżającej frajdy. Nie przeszkadzają wysuszone na wiór żarciki w drewnianych dialogach ani niemal kompletna kastracja z przemocy drastyczniejszej niż cios w czułe miejsce (choć to w zasadzie jest bardzo drastyczne...). Klimat undergroundowego turnieju o losy świata i campowa radość tworzenia bijąca z ekranu czynią Mortal Kombat dziełem strawnym. A może to po prostu obłędny, niepodrabialny main theme, który nawet średniaka wyciągnie z otchłani nijakości.
Czy warto zobaczyć?
Pewnie, że tak. Idealne na wieczór z piwem, chipsami i głupawką.