autor: Redakcja GRYOnline.pl
Opowieść GRY-OnLine
Wciągająca opowieść osadzona w krainie fantasy „Fearunie”, w której stali bywalcy naszego forum, m. in. zdradziecki „Niewolnik”, piękna choć śmiertelnie niebezpieczna „Queen of Hearts” oraz tajemniczy „le Diable Blanc” ukazują swój potencjał literacki..
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.
Adamus zwrócił się do krasnoluda:
- Opowiadaj, co to za tarapaty, w które się wpakowałeś krasnoludzie?
Ten otarł grubym skórzanym rękawem pianę z gęstej siwej brody i otworzył usta by zacząć opowieść.
Nagle przerwał mu w przeraźliwy ryk rannego zwierzęcia w oddali, wszystkich obecnych przeszedł dreszcz, Kiowas i Adamus wybiegli z chaty, za nimi Magini.
W oddali ujrzeli biegnącą postać, z łukiem przewieszonym przez ramię.
Tuż przed chatą potknął się i wyłożył jak długi prosto pod nogami krasnoluda.
- Kim jesteś! - warknął Kiowas wznosząc do góry swój wielki topór.
- Oszczędź mnie krasnoludzie! - zawołał łowca zasłaniając się ręką - nie jestem nieprzyjacielem!
- Mówią na mnie Mar zwany Camper, jestem łowcą - kontynuował, rozcierając obolałe kolano - byłem na polowaniu kiedy ten potwór wypadł z pobliskiej jaskini. Wystrzeliłem w niego kilka strzał, ale bydlę jest strasznie odporne - łowca wzdrygnął się - nigdy jeszcze nie widziałem takiego zwierza. I teraz mam problem, chyba go tymi strzałami trochę rozzłościłem, niebezpiecznie byłoby teraz wracać w tamte rejony. Czy mogę przenocować w waszej chatce? - spojrzał błagalnie na otaczającą go grupę.
Tymczasem w chacie Leo doszedł do siebie.
- Nic nie pamiętam....moja głowa...musiałem nieźle oberwać po łbie...potem jakby przez mgłę widziałem potężnego maga....ktoś odprawiał nade mną uroki....
...gdzie ja jestem? rozejrzał się po chacie. Jakaś tajemnicza postać gotowała coś w garze, a przez otwarte wierzeje dochodziły jego uszu dziwne hałasy i strzępy rozmowy....
Magini spojrzała na Mara(Campera) i wzruszyła ramionami - jak już przygarnęłam pod dach troje podróżnych to i czwarte się zmieści, zapraszam!
Wszyscy weszli do chatki, usiedli dookoła kominka, ogrzewając ręce nad ogniem.
- To może ja opowiem moją historię pierwszy - zaczął krasnolud.
Powróciwszy do chaty, w której Leo znowu stracił przytomność (zdechlak jeden) krasnolud podjął swa opowieść.
Jak już nadmieniłem na początku, mija już czwarty dzień odkąd opuściłem gościnne progi mego wuja Czteropalcego Ochlaptusa i wyruszyłem w drogę powrotna do mego rodzinnego Glebowa. Wyruszając w te wędrówkę nie spodziewałem się, że pogoda w górach tak się popsuje. Drugiego dnia złapała mnie nagła śnieżyca wiec zmuszony byłem schronić się w pobliskiej jaskini (jakby sam Hefajstos mi ja zesłał). Nie zważając na to, iż może być zamieszkiwana przez niedźwiedzia bądź lodowego trolla wkroczyłem śmiało do środka. Skorzystawszy z hubki i krzesiwa rozpaliłem zaraz miły, cieplutki ogień po czy rozejrzałem się po jaskini. Była większa niż się z zewnątrz wydawało. Jako ze mam z urodzenia smykałkę do penetracji rozmaitych przestrzeni (a czemuż to się tak rumienisz ma hoża dziewojo???) postanowiłem ja zbadać. Wziąwszy pochodnie zanurzyłem się w jej przepastne czeluście. Idąc w głąb korytarza odkryłem dziwne malowidła na ścianach o nieznanym mi znaczeniu.
Gdy tak szedłem, usłyszałem dziwny odgłos jakby dźwięk jednej z tych dziwnych machin szalonych gnomów. Będąc przygotowany na wszystko, ścisnąłem mocniej swój topór, po czym zanurzyłem się w ciemności...-
W tym momencie, widać z nadmiaru wrażeń i emocji dzielny krasnolud osunął się na ziemie..
Adamus westchnął:
- Znów leczenie, może najpierw konwencjonalne metody.
Strzelił Kiowasa kilka razy w pokryte gęsta brodą policzki i ten szybko oprzytomniał.
- Przepraszam troszkem zmęczony - łyknął z bukłaka który podał mu Adamus i łypnął wdzięcznym okiem na Adamusa a drugim na wiszący na ścianie kilimek.
Przeciągnął się i podjął swoja opowieść:
...na czym to ja...aha już wiem. Jak już mówiłem zanurzyłem się w ciemności (prawdziwie egipskie chociaż kto tam wie tych Egipcjan) i naraz znalazłem się w ogromnym pomieszczeniu. Na pierwszy rzut oka widać było, iż jest ono uczynione ręką krasnoludzką, nie była to z pewnością działalność sil przyrody. Gdy się tak rozglądałem dookolna z przeciwnego krańca pieczary dobiegł mnie donośny glos:
- Tu bi or not tu bi.
Zaciekawiony i nieco zdezorientowany podszedłem bliżej. Oczom mym ukazał się sędziwy elf leżący pod ścianą i najwyraźniej umierający na pryszczyce. Nie podchodziłem więc bliżej co by się tym diabelstwem nie zarazić, ino go zapytałem:
- A cóż ty tu robisz elfi parchu?
- Fok ju ju stjupid dlorf - zakaszlał do mnie w swym dziwnym dialekcie.
- Mów we wspólnym bo cię poharatam tak ze nie będziesz miał siły nawet mówić.