autor: Redakcja GRYOnline.pl
Opowieść GRY-OnLine
Wciągająca opowieść osadzona w krainie fantasy „Fearunie”, w której stali bywalcy naszego forum, m. in. zdradziecki „Niewolnik”, piękna choć śmiertelnie niebezpieczna „Queen of Hearts” oraz tajemniczy „le Diable Blanc” ukazują swój potencjał literacki..
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.
MarCamper wyszedł, a goście rozeszli się po całym domu. Genowefa ugościła podróżnych, choć z nieukrywaną niechęcią. Pościeliła łóżka i przygotowała posiłek. Położyli wyczerpanego Gambita do łóżka, a sami rzucili się do jedzenia. Tylko Matchaus nie jadł. Wciąż zastanawiał się nad ukrytymi motywami Croma. „No cóż, czas przyniesie odpowiedzi na wszystkie pytania” - pomyślał i poszedł do reszty drużyny.
MarCamper wrócił dopiero wieczorem. Już od wejścia do chaty wydawał się bardzo podekscytowany. Zbliżył się do układających się do snu przyjaciół i oznajmił:
- Rozmawiałem z wodzem naszej wioski. Przekazał mi bardzo ciekawą nowinę. Otóż zwiadowcom udało się znaleźć legowisko potwora ! Skoro wiemy gdzie jest, wystarczy tylko tam pójść i go zgładzić ! Więc jak, jesteście ze mną?
- Więc jak, jesteście ze mną? - powtórzył MarCamper.
- Tak jak wcześniej zostało ustalone, pójdziemy z tobą - odpowiedział mu Matchaus.
- To świetnie!
- A może byśmy najpierw się w końcu wyspali ! - odezwał się w końcu Kiowas.
- Tak, krasnolud ma rację. Musimy dobrze wypocząć przed walką z tym potworem - przyznał mu rację Sathorn.
- A tak w ogóle to z czym przyjdzie nam walczyć ? - zapytał ponownie krasnolud.
- Tego niestety nie wiem - odparł MarCamper.
Wszyscy położyli się spać i szybko zasnęli zmęczeni swymi przygodami.
Słońce zalało swym światłem całe wnętrze chatki. Wędrowcy, czując że nastał nowy dzień, zaczęli powoli wstawać z ciepłych i miękkich łóżek. Jedynie Kiowas, najbardziej leniwy ze wszystkich, smacznie jeszcze chrapał. Pierwszy z łóżka wyszedł Matchaus. MarCamper nie spał już od dawna. Był zbyt zdenerwowany by zasnąć. Z braku lepszego zajęcia zaczął czyścić swój łuk i ostrzyć strzały, aby przygotować się na nadchodzący bój.
Postanowili, że wyruszą w południe. Zjedli obfity posiłek i zabrali się za przygotowania do walki. Kiowas ostrzył swój topór, Magini, Adamus i Matchaus przypominali sobie wszystkie znane im zaklęcia, MarCamper i Sathorn szykowali swe łuki. Tylko Majin stał bezczynnie i przyglądał się towarzyszom. Jednocześnie przeklinał w duchu tego zdrajcę Leo, za to, że tak bezczelnie przywłaszczył sobie ten bezcenny miecz. „No trudno, kiedyś na pewno go odzyskam”. Spojrzał na swego mrocznego towarzysza i dał mu znak dłonią. Ten natychmiast pojął o co chodzi i otworzył przed sobą niewielki portal. Wkrótce zniknął w nim bez śladu, aby powrócić kilka chwil później z takim samym mieczem jaki Leo ukradł kilka dni wcześniej. „A z resztą, niech sobie weźmie ten miecz. W zbrojowni mego ojca są ich tysiące” - pomyślał i chwycił miecz w dłoń.
Punktualnie w południe wyruszyli do puszczy, gdzie mieli wypełnić swą misję. Sprawdzili swój ekwipunek i zniknęli w leśnej gęstwinie.
Szli już bardzo długo. Z przerażeniem stwierdzili, że im dalej brną w głąb lasu, tym staje się on coraz mroczniejszy. Tam, gdzie powinno być jeszcze jasno, teraz panowały egipskie ciemności. Sathorn szedł ze spuszczoną głową, a jego twarz stała się bardzo posępna. Pierwszy podszedł do niego Matchaus.
- Co ci jest?
- Ten las cierpi, a ja razem z nim.
- Co masz na myśli?
- Sam zobacz - odparł Sathorn i wskazał ręką na pobliskie drzewo.
Matchaus zbliżył się do drzewa. Dotknął ręką jego kory. Gdy tylko to zrobił, duży kawał drzewa oderwał się i upadł na ziemię, rozsypując się na drobne kawałeczki. Te drzewa trawiła jakaś ciemna moc, która niczym choroba niszczy je od środka.
- To rzeczywiście bardzo dziwne - zamyślił się Matchaus.
- Co wy do cholery chrzanicie ! Przyszliśmy ubić potwora, a nie bawić się w Greenpeace ! -krzyknął Kiowas.
- Ty nic nie rozumiesz krasnoludzie - odezwał się milczący dotąd Majin - ten las opanowała jakaś potężna czarna magia.
- A ty niby skąd to wiesz?
Majin wskazał ręką na Blacka. Dotychczas spokojny i opanowany stwór, teraz miotał się bez sensu z wyszczerzonymi kłami i pazurami gotowymi do walki.
- On to wyczuwa.
Nikt się nie odezwał. Bez słowa ruszyli w dalszą drogę.
Po około pół godzinie marszu, kiedy krajobraz wokół nich był jedynie obrazem zniszczenia, natrafili wreszcie na ślad bestii. W popiele pokrywającym cały teren MarCamper dojrzał odciśnięte ślady łap oraz pas, który wyglądał, jakby ktoś ciągnął coś ciężkiego po ziemi. Łowca odwrócił się.
- Jesteśmy już blisko. Zachowajcie cisze - to mówiąc spojrzał niespokojnie na Blacka. Temu ostatniemu coraz ciężej było nad sobą zapanować.
Crom również wydawał się być niespokojny. Co chwila zerkał na MarCampera, a na jego twarzy malował się jakby smutek. Na słowa MarCampera wszyscy przygotowali bron. Nagle zza poskręcanych drzew wyłoniła się bestia. Niosła coś w pysku. Gdy MarCamper przyjrzał się dokładniej zbladł i krzyknął.
- NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEE !!!!!