autor: Redakcja GRYOnline.pl
Opowieść GRY-OnLine
Wciągająca opowieść osadzona w krainie fantasy „Fearunie”, w której stali bywalcy naszego forum, m. in. zdradziecki „Niewolnik”, piękna choć śmiertelnie niebezpieczna „Queen of Hearts” oraz tajemniczy „le Diable Blanc” ukazują swój potencjał literacki..
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.
- Hej darmozjady, nie będę strzępił jęzora na daremnie. Wszystkiego i tak dowiecie się podczas podróży. Nie traćmy więc czasu i ruszajmy...
- Magini, zabieraj swój gar i bestię, tylko pamiętaj założyć jej kaganiec. Nie chcemy przecież by Leo stał się posiadaczem również jej kłów na swym zadku (obok wilczych, które już nosił od feralnego spotkania z wilkami).
- I przebieraj się szybciej....ahh te kobiety....westchnął Matchaus.
Następnie skierował swe słowa do Adamusa:
- A ty się nie gap. Ponieważ Leo jest chucherkiem i słaby jeszcze, będziesz musiał go dźwigać na swych mocarnych ramionach przez całą drogę. I tylko nie marudź, bo jak usłyszę jeszcze słowo o żuczkach - gnojarzach to Cię zamienię w cielaka, a nie wiem wtedy jak zdołam powstrzymać tego zezowatego krasnoluda, którego jedno oko właśnie spogląda na mój tyłeczek...
- Marcamper - napnij swój łuk i idź przodem, byśmy czasem nie wpadli w jakąś zasadzkę...jakkolwiek Crom został chwilowo przegnany, może czaić się gdzieś w pobliżu....
To mówiąc wędrowcy opuścili swe schronienie i wyruszyli z chatki w stronie przeznaczenia. Łowca prowadził ten dziwaczny pochód, krasnolud co chwila wpadał na kogoś, bo miał kłopoty z orientacją przez swe rozbiegane oczka, Adamus jęczał coś pod nosem z wściekłości, ponieważ kościsty zadek Leo wpijał mu się w kark. A najemnik zacierał swe złodziejskie smukłe rączki, ciesząc się z przyszłych przygód, jakie z pewnością ich nie ominą...
Szli przez wiele godzin, zeszli w końcu z zimnej przełęczy, śnieg zastąpiła trawa, nawet przestało wiać. Na noc rozbili się w przytulnej dolince nad rwącym strumieniem, miło szemrzącym pośród kamieni. Leo zabrał się zaraz za rozpalanie ogniska, a Kiowas zabrał się za rąbanie drewna. Magini westchnęła głęboko przeciągając się jak kotka - Chyba wyszłam z wprawy tak mnie bolą nogi, ale przyda mi trochę ruchu na powietrzu, zbyt długo się wygrzewałam przy kominku. - usiadła przy strumyku obmywając sobie twarz orzeźwiającą wodą.
Adamus klnąc pod nosem, niezgrabnie siadł na trawie łypiąc na Leo, który jak tylko mógł trzymał się z dala od kapłana.
- Na Bachusa, już dawno żem się tak nie zmachał, pieroński świszczu - wysapał w kierunku Leo - jutro będziesz o własnych nogach zasuwał, bo nie mam zamiaru Cię już więcej taszczyć - splunął siarczyście do strumienia.
Słuchajcie - MarCamper odezwał się spoglądając dookoła - muszę wam o czymś powiedzieć.
- Wal śmiało brachu - krasnolud machnął grubą ręką.
- wspomniałem już wam że ścigam Croma, ale nie było okazji by powiedzieć dlaczego - łowca usiadł i złożył ręce na kolanach - otóż mam do wypełnienia pewną misję, i jest mi potrzebna wasza pomoc. W moim miasteczku, na skraju Puszczy Dragońskiej, stała się rzecz straszna. W okolicznych lasach, które są głównym źródłem pożywienia dla całego miasteczka, zaczął grasować potwór zwany u nas Satopiorus. Najpierw zaczął zabijać każdego człowieka, który wszedł do lasu, a po tym jak okoliczne elfy wyniosły się w niedostępne gęstwiny w środku puszczy i zwierzyna pouciekała w inne partie lasu, zaczął nawiedzać w nocy miasteczko. Mordował wszystkich których napotkał, kobiety, dzieci, żaden rycerz, żaden wojownik ani mag nie mógł zabić potwora. W końcu Burmistrz udał się do niedalekiej wyroczni i poprosił o pomoc w zabiciu bestii. Tam powiedziano mu, że zabić potwora można tylko za pomocą broni zrobionej z zęba Croma - boga wojny. I jeszcze to, że ząb ten może zdobyć tylko łowca, żaden rycerz, żaden mag ani nikt inny, tylko łowca. No i wybrali mnie - MarCamper skromnie spuścił głowę - podobno jestem najlepszym łowcą w tamtych okolicach.
- Do końskiego łajna, niezła historia synku - pokiwał ze zrozumieniem Kiowas - I pewnie chcesz byśmy pomogli Ci go zabić!?!
- Jak go zobaczyłem zrozumiałem że sam nie zdołam tego zrobić. Czy pomożecie mi w tym? - podniósł głowę i rozejrzał się po zgromadzonych.
Łowca patrzył po kolei na każdego. Przesuwał swój wzrok z jednej postaci na druga i zastanawiał się, co nowi przyjaciele na których skazał go los, wybiorą. Nie znają się przecież. Nie wiadomo, czy dadzą wiarę jego słowom. Miał nadzieje, że Matchaus wypowie się jako pierwszy i zachęci innych do wędrówki. Tylko czy wyglądający na nie podporządkowujących się nikomu towarzysze zechcą zrezygnować ze swoich celów? Stary mag stał jednak niewzruszony i widać było, że waży w myślach słowa, które ma wypowiedzieć. Głaskał tylko siedzące koło niego bydle.
- To co? Chyba coś zjemy, nie? Co tak będziemy o suchym pysku gadać? - Magini rozładowała napięcie. - Ale nie myślcie sobie, że idąc z wami zgodziłam się być kucharką. Brać się panowie za łuki jazda po mięcho.
MarCamper wstał jako pierwszy. Cala reszta wdzięczna była czarodziejce, że nie muszą teraz odpowiadać na propozycje. Podnosili niechętnie siedzenia jeden po drugim. Adamus pomyślał, że może zostanie choć na chwile sam na sam z Maginią - przecież kapłan Bachusa nie będzie polował ani gotował!! Zrobił krok w stronę kobiety, ale usłyszał ostrzegawcze warkniecie. Zobaczył uśmieszek na twarzy kobiety:
- Ty Adamus se nie myśl. Żeby głupie myśli wywietrzały Ci z głowy przynieś wodę ze strumienia.- powiedziała udając groźną. Wciąż nie mogła się zdecydować który bardziej się jej podoba - kapłan czy łowca. Ale wiedziała, co odpowie na powtórne pytanie MarCampera. Wiedziała też co postanowił stary mag, jej mistrz. Przecież słowa łowcy dokładnie pasowały do układanki, którą zaczęli składać kilka miesięcy temu...
Podczas gdy Łowca z krasnoludem poszli polować na dzikiego zwierza, by złowić coś do jedzenia, a Matchaus położył się przy rozpalonym ognisku, by dać wytchnienie członkom, Leo oddalił się od grupy. Jaki miał w tym cel?...