Pax Mongolia | Kampania Dżyngis Chana w Age of Empires II The Age of the Kings poradnik Age of Empires II: The Age of the Kings
Ostatnia aktualizacja: 8 sierpnia 2019
Pax Mongolia
I oto dochodzimy do ostatniego zwoju, który sporządziłem. I Dobrze, bo słońce już zachodzi, a przed tobą jeszcze długa droga, podróżniku. Całe szczęście, że ten zwój nie jest szczególnie gruby. Słuchaj więc uważnie historii o ostatniej wielkiej bitwie Mongołów.
Tym razem wrogiem byli Węgrzy ze swoją wyśmienitą jazdą i świetnie bronionymi twierdzami. Ich włości rozpościerały się na południowo-zachodniej części mapy. Północno-wschodnią trzymał w garści Ogatai. Pole bitwy dzieliła na pół rwąca, pełna lodowej kry rzeka Sajo. Statki nie mogły po niej pływać, więc jedyną drogą na drugi brzeg był długi most (a przynajmniej tak się z początku zdawało). Pierwsze zadanie Ogataia było proste - utrzymać przeprawę do chwili, w której Subotai nadejdzie z posiłkami.
Zagnawszy robotników do pracy w kamieniołomie, Ogatai rzucił całe siły nad rzekę. Szybko doprowadził tam dwóch kolejnych chłopów, odgrodził most murem z bramą, a na wzgórzu postawił zamek (zdj. 1). W międzyczasie kolejni rekrutowani robotnicy zabrali się za wydobywanie wszystkich surowców. W miarę ich przybywania, na północ od zamku Ogatai stawiał wszystkie konieczne budowle.
Ataki zaczęły się wkrótce. Dysponując małymi siłami, Ogatai musiał polegać tylko na zamku obsadzonym przez Mandugai oraz na grupie swoich zamachowców-sabotażystów. Ci ostatni stali rozproszeni przy bramie, a gdy tylko na moście pojawiała się zwarta grupa wroga, trebusz, czy groźniejszy oddział machin - jeden z sabotażystów ruszał do ataku. Gdy cel leżał w pobliżu drugiego brzegu, gdzie stały wieże, potrzeba było dwóch zamachowców, gdyż jeden często ginął w drodze.
W ten sposób Mongołowie bronili się dłuższą chwilę - sabotażystów ubywało, ale jednocześnie przybywało robotników, budowli i surowców. Gdy tylko stało się to możliwe, Ogatai wypełnił zamek po brzegi kusznikami i wykupił dla niego wszystkie ulepszenia. Przed zamkiem stanęły trzy trebusze, gotowe do niszczenia machin wroga. W odwodzie stało jeszcze paru rycerzy. Tak broniona przeprawa przy odrobinie uwagi była nie do sforsowania. Ogatai mógł swobodnie rozwijać armię ofensywną i czekać na Subotaia.
Gdy ten przyjechał, okazało się, że wiezie ze sobą stosunkowo nieliczne siły. Na domiar złego, Węgrzy wysadzili most (zdj. 2), wkrótce potem zaczynając budowę cudu. Sytuacja wyglądała naprawdę ponuro, na szczęście zwiadowcy odkryli lodową przeprawę na południowo-wschodnim krańcu rzeki. Co prawda prowadziła ona do zalesionej polanki, ale od czego byli drwale?
Ogatai natychmiast ściągnął na polanę swoją armię ofensywną i trebusze, jak również wszystkich robotników. Zagonił zaraz drwali do pracy, co chwila kierując nimi tak, by wyrąbywali drzewo w odpowiednim kierunku. Na granicy wyrębu stanęły trebusze (zdj. 3), które mogły stąd zniszczyć trzy wieże wroga, bramę i kawał muru. Gdy wyręb miał się ku końcowi, Ogatai postawił na polanie zamek i parę militarnych budowli. Teraz można było wejść na węgierskie terytorium i rozpocząć wyburzanie ich miasta - wszystko to zanim cud został w ogóle ukończony!
Niestety Węgrzy dysponowali wielkimi siłami i gdy armia Ogataia weszła głębiej w ich terytorium, zaatakowali (zdj. 4). Kiedy zbyt wielu ludzi zaczęło ginąć, Ogatai, wzorem swojego przebiegłego ojca, nakazał odwrót pod zamek. Tam, w wąskiej przesiece, pokonano przeciwnika i uzupełniono siły. Mając taki przyczółek na brzegu wroga, Ogatai powoli i systematycznie zaczął wyburzać wrogie miasto. W końcu zwyciężył i był to dla Mongołów wielki dzień. Choć przyszłe lata pokazały, że tak wielkich terytoriów nie udało się nam utrzymać, pamięć o wielkim Dżyngisie i jego synach przetrwała, zarówno w bojaźliwych opowieściach ludów Europy, jak i w świętych zwojach, które gromadzi mój lud.