David Anderson – Mass Effect 3. 13 śmierci w grach, o których ciągle pamiętamy
Spis treści
David Anderson – Mass Effect 3
Gra: Mass Effect 3
Przyczyna śmierci: wykrwawienie się po postrzale w brzuch / zastrzelenie przez Człowieka Iluzję
Ostatnie słowa: „Dobrze sobie poradziłeś, synu. Jestem z ciebie dumny”
Jak go zapamiętamy: jako dowódcę, który ukształtował komandora Shepharda, najtwardszego radnego w historii Rady Cytadeli, bezkompromisowo odważnego żołnierza oraz człowieka, którego prawy sierpowy prawdopodobnie powaliłby Żniwiarza
W serii Mass Effect aż roi się od momentów, które przyprawiłyby o łzy największego twardziela. Od poświęcenia naukowca Mordina Solusa, przez tragiczną śmierć Thane’a Kriosa, aż po samobójstwo Tali – w tym cyklu emocji na pewno nie brakowało. Ale w przeważającej mierze przypadków jesteśmy w stanie zapobiec tragicznemu końcowi większości naszych towarzyszy; dość powiedzieć, że „misję samobójczą” w drugiej części przeżyć mogła absolutnie cała załoga.
Tymczasem Davida Andersona, przełożonego Shepharda, który towarzyszy mu od samego początku trylogii, uratować się nie da. W pierwszej odsłonie to on pomaga protagoniście zostać Widmem i oddaje mu dowodzenie nad Normandią, w trzeciej wraz z nim dostaje się do Cytadeli i stawia czoła zindoktrynowanemu Człowiekowi Iluzji. Tam zostaje postrzelony w brzuch (za sprawą kontrolowanego przez Człowieka Iluzję Shepharda) i po pokonaniu przywódcy Cerberusa wykrwawia się, obserwując wraz ze swoim podopiecznym ostatnie momenty bitwy o przyszłość galaktyki.
Mimo że Anderson nigdy nie był centralną postacią w serii, jego ostatnie chwile niosą ze sobą ogromny emocjonalny ładunek. To śmierć, która sygnalizuje jednocześnie, że docieramy do końca całej historii – odchodzi człowiek, który był z nami od początku aż do samego końca i zawsze nas wspierał. Czuć niemalże rodzinną więź pomiędzy tymi dwoma zakrwawionymi, wyczerpanymi mężczyznami; admirał nazywa zresztą Shepharda „synem”.
To jeden z niewielu momentów, w których komandor nie musi decydować o losach galaktyki czy walczyć o własne życie – może po prostu usiąść ze starym przyjacielem w poczuciu wykonanego zadania i towarzyszyć mu w jego ostatnich chwilach. I przypomnieć sobie długą drogę, jaką obaj przebyli od wydarzeń z pierwszego Mass Effecta aż do zwycięstwa nad Żniwiarzami.
Choć Mass Effect: Andromeda rozgrywa się w kompletnie innym czasie i w kompletnie innym świecie, nawiązań do oryginalnej trylogii jest tam naprawdę dużo – i chyba najbardziej zaszczytne przypadło w udziale właśnie Andersonowi. W trakcie kampanii nasz bohater ratuje życie ciężarnej matce – pierwszej w nowej galaktyce – i ma okazję porozmawiać z nią tuż po porodzie. Na żartobliwą sugestię, by nazwać noworodka po protagoniście, kobieta wyjawia, że wybrała imiona David Edward – po starym przyjacielu. Środkowym imieniem Andersona jest właśnie Edward, toteż trudno podejrzewać, że to tylko zbieg okoliczności.