Audiowizualia na miarę Oscara. 14 rzeczy, za które pokochałem gry BioShock
Spis treści
Audiowizualia na miarę Oscara
Na koniec zostawiłem element serii pozornie najmniej istotny w całej tej układance, który jednak spaja wszystko w jedną komplementarną całość. Oprawę audiowizualną BioShocków można bowiem śmiało określić mianem małego dzieła sztuki i nie będzie to nadużycie. Fakt, grafika odrobinę się zestarzała, ale chodzi mi bardziej o jej styl niż jakość, a ten niezmiennie pozostaje aktualny i adekwatny do koncepcji twórców.
Jako że o wyglądzie Rapture sporo już napisałem – neony, mroczne zaułki, plamy krwi, gra światła i cienia – omówię tę kwestię na przykładzie Columbii. Obiecałem zresztą, iż wyjaśnię, w jaki sposób do BioShocka Infinite przylgnęła łatka produkcji przesadnie brutalnej. Wzięło się to poniekąd stąd, że – jak już wiecie – owo dzieło studia Irrational Games porusza kilka „Ważnych Tematów” (takich pisanych wielką literą), a podniebna Columbia, w której rozgrywa się jego akcja, jest nader urokliwym miejscem, nijak niekojarzącym się z ucinaniem głów czy wypruwaniem wnętrzności za pomocą niebhaka. Po co więc w grze ta cała przemoc?
Zostało jeszcze 66% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla Ciebie