autor: Michał Pajda
Wolfenstein: The New Order – stary, dobry „Wolf” po nowemu. Stare gry singlowe, w które ciągle grają tysiące
Spis treści
Wolfenstein: The New Order – stary, dobry „Wolf” po nowemu
- Wiek: prawie 6 lat
- Gatunek: FPS
- Liczba jednoczesnych graczy w szczytowym momencie w ciągu ostatnich 30 dni: 1093
Pamiętacie jeszcze siostry Blazkowicz? Chyba każdy gracz, który miał nieszczęście „bawić się” przy Wolfensteinie: Youngblood, doskonale kojarzy te postacie. I szkoda, że kultowa seria – która jak feniks z popiołów powstała w formie rebootu, dzięki staraniom uzdolnionych deweloperów z MachineGames – doczekała się takiego potworka. Szkoda tym większa, gdy przypomnimy sobie „epickie” przygody z dwóch poprzednich odsłon cyklu – Wolfensteina II: The New Colossus i przede wszystkim Wolfensteina: The New Order.
Współcześnie odczuwa się na rynku gier wideo potężny niedobór singlowych strzelanek w dobrym, oldskulowym stylu. Na horyzoncie majaczy co prawda Doom: Eternal – a i w wersję z 2016 roku grało się całkiem przyjemnie – jednak poza tym coraz trudniej o solidną produkcję dla samotnego strzelca.
Wolfenstein: The New Order jest jednocześnie sentymentalnym powrotem do korzeni tego, co w branży gier wideo było najlepsze – tyle że ubranego w szaty graficzno-fabularno-gameplayowe przystające do naszych czasów. Dzięki takiemu zabiegowi w pierwszego nowego „Wolfa” gra się przyjemnie tak starym (pamiętającym jeszcze erę dinozaurów i pierwsze Wolfensteiny odpalane na komputerze Commodore 64), jak i nieco młodszym użytkownikom pecetów i konsol.