Pacific Rim. Filmy science fiction, które obejrzysz na Netflix
Spis treści
Pacific Rim
- Konwencja: mechy
- Reżyseria: Guillermo Del Toro
W Honest Trailers określono widowisko Del Toro jako najgłupszy z najfajniejszych filmów (albo najfajniejszy z najgłupszych). I jest to tytuł w pełni zasłużony. Pacific Rim nie aspiruje do miana przełomowego obrazu, który zmieni oblicze kina. To po prostu list miłosny do seriali, gier i filmów o wielkich robotach. Tyle że zrobiony z duszą.
Jeśli w historyjce o starciu mechów z krewniakami Godzilli (a teraz wszyscy razem krzyczymy: CROSSOVER! CHCEMY CROSSOVERU!) powinno znaleźć się coś, co nie ma prawa działać, ale wygląda obłędnie – to pewnie trafiło to do Pacific Rim. Uderzenie pięścią w zębaty pysk bestii. Wymachiwanie tankowcem jak mieczem. Neonowe miasto z pięknymi kolorkami. I jeden słodki, nadprogramowy piesek.
Scenariusz, choć nonsensowny, bronił się jako radosna opowiastka o ostatnich bastionach ludzkości. Kilka klasycznych schematów przełamywał (bawił się chociażby wątkiem romantycznym), a Idris Elba zaserwował najbardziej „epickie” przemówienie od czasu Dnia Niepodległości. Nie zapominajmy też o znakomitej muzyce Ramina Djawadiego łączącej symfoniczną podniosłość z rockowym zacięciem. Główny motyw muzyczny podziała na Was lepiej niż cały coaching tego świata.
A reszta jest radosną nawalanką z potworami. Uważajcie tylko na nisko przelatującą, przeciętną kontynuację. Nie chcielibyście nią oberwać.