Wizjonerzy kina, serialu i gier, którzy nie potrafią pisać
Czasem trzeba być ze sobą szczerym. Także odnośnie do tego, co lubimy i co nas kształtuje. Dlatego dziś otwarcie pogadajmy o pewnej grupie twórców, którzy zatrzęśli popkulturą na różne sposoby. A jednocześnie łączy ich słabość - nie potrafią pisać.
Spis treści
Skoro o szczerości mowa… Większość typów z tej listy uwielbiam za to, co wnieśli do popkultury, z jaką odwagą ją zmieniali i mieszali już istniejące prądy, by powstało coś nowego. Niektórych nawet podziwiam. Paru otacza szalona, romantyczna legenda i niestworzone historie, dzięki którym opowiada się o nich jak o największej przygodzie życia. No po prostu pieprzony rock'n'roll, a jeśli coś przykuwa moją uwagę, to właśnie to. Inni wylądowali tu, bo zwyczajnie zasłużyli. To wielcy reżyserzy, projektanci gier czy graficy, którzy w swoim czasie roztrzaskali zastane układy. Słabością, która ich łączy, jest to, że choć zaprezentowali nam wielkie historie, to sami często nie potrafią takowych pisać.
Miewają rewelacyjne – i rewolucyjne – pomysły, ale sami sobie z nimi nie radzą. Nie przekują ich w opowieści. Potrafią je zarżnąć i jeszcze udawać, że wszystko gra. Zdarza się najlepszym, ale ewidentnie do tej pisarskiej roboty potrzebują odpowiednich ludzi. Dalej można gości lubić, szanować, uznawać ich za autorytet, ale zawsze warto pamiętać, że nikt nie tworzy dzieł idealnych. Że ślepe ubóstwianie i przytakiwanie to droga donikąd. A co gorsza – może zaszkodzić samym twórcom i ich dziełom. Dlatego wystawiam ich dziś na ostrzał – w tym przynajmniej jednego, który przerył moją wyobraźnię i zmienił ją na zawsze.
To dla Was, Czytelnicy. To dla nich, choć tego nie przeczytają. To dla mnie. Zaczynamy.
Zack Snyder – Justice League, Army of the Dead, Dawn of the Dead
Zack Snyder świetnym wizualnym reżyserem jest, i basta. Żadne śmieszki nie przekonały mnie, że sprawy mają się inaczej. To wizjoner, który ma świetne pomysły na aranżację kadrów i budowę świata, który czuje bohaterów, wie, jaką muzykę dobrać. Ma ten teledyskowy sznyt, dzięki któremu tworzy zapadające w pamięć sceny. W dodatku, jeśli wierzyć doniesieniom, buduje świetną atmosferę na planie, aktorzy mu ufają i go uwielbiają, a podobno prywatnie jest świetnym gościem (przy tym sporo przeszedł, o czym swego czasu pisałem). Potrafi nawet – wbrew obiegowej opinii – tchnąć trochę humoru i pazura w swoje filmy.
A jednak generalnie nie umie pisać. Pozostawiony samopas okazuje się rozbrykanym dzieciakiem, który nie rezygnuje z żadnej zabawki, którą przyniósł na plan. Jego autorskie fabuły to albo radosny, albo smutny i podniosły groch z kapustą (choć podobno Sucker Punch w wersji reżyserskiej jest całkiem składne). Rzuca i nęci ciekawymi tematami, fajnymi pomysłami i scenami, ale to się często ostatecznie nie składa w tak dobry film, jak mogłoby. Za przykład weźmy choćby Army of the Dead. Osobiście uwielbiam ten film i podtrzymuję swoją ocenę z marca 2021, ale też dostrzegam wady tej produkcji.
Nie wszystkie motywy i tematy spinają się tam w całość. Film też niepotrzebnie zmienia ton pod koniec z bandyckiej komedii o chciwości i brakuje mu naprawdę dobrej klamry, puenty. To taki rozkoszny zombie-park rozrywki, w którym odhaczamy sporo atrakcji i dostarcza nam mnóstwo głupawej zabawy. I jako taki sprawdza się wciąż świetnie. Można w tym nawet znaleźć metodę – ale na pewno nie spójność.
To samo Justice League – film, który bardzo lubię. Pierwsze półtorej godziny to zapatrzony w Tolkiena, mity i hymny Snyder, którego ktoś spuścił ze smyczy, i ogląda się to ciężko. Dopiero gdy zaczyna się fabuła i interakcje między postaciami, film przeistacza się w bardzo porządne dzieło. Bo wtedy coś do powiedzenia miał już Chris Terrio, scenarzysta. Filmu Batman v Superman nie uratowała żadna wersja dostępna w dystrybucji. To głupi, spartaczony – choć śliczny – obraz, który cierpi na rozdwojenie jaźni i nie połatał tego nawet dokooptowany w połowie procesu produkcyjnego Terrio.
Błędy i potknięcia Zacka Snydera można wymieniać przez całe popołudnie. A jednocześnie potrafi on swoim filmem przywalić jak grom z jasnego nieba. Jego 300 na bazie komiksu Franka Millera trafiło w swój czas i przeszło do historii kina. Oraz do historii memologii stosowanej. Watchmen podobali mi się bardziej niż oryginał Alana Moore'a. Remake Dawn of the Dead to najlepszy film o zombie, jaki widziałem (co ciekawe, scenariusz w tym wypadku pisał James Gunn, reżyser Strażników Galaktyki). Więc jeśli Zack chce, to potrafi kręcić składne kino. Potrzebuje tylko dobrego, asertywnego pisarza u boku albo konkretnego materiału źródłowego. Dlatego z jednej strony czekam na jego kolejny film – Rebel Moon, które zaczynało jako pomysł na Gwiezdne wojny – a z drugiej: trochę się obawiam. Netflix znowu dał Zackowi górę kasy i wolną rękę...
Żeby było śmieszniej – Snyder naprawdę nieźle sprawdza się jako producent. Przyłożył rękę do The Suicide Squad Jamesa Gunna jako producent wykonawczy. Panom ewidentnie dobrze się ze sobą pracuje, bo jak się spotykają, to wychodzą z tego dobre rzeczy. Poza tym Snyder robił za producenta chociażby pierwszej Wonder Woman. Porównajcie to sobie z Wonder Woman 1984, gdzie z kolei Patty Jenkins – która przed dołączeniem do DC nakręciła rewelacyjne Monster – dostała pełną swobodę twórczą...