Chris Carter – Z archiwum X. Wizjonerzy, którzy nie potrafią pisać
Spis treści
Chris Carter – Z archiwum X
Jeśli na dźwięk charakterystycznej, gwizdano-klawiszowej, upiornej melodii dostajecie gęsiej skórki i przypominacie sobie koszmary z dzieciństwa, to znaczy, że żyliście w latach 90., a przez Wasze odbiorniki przewinęło się Z archiwum X. Gratuluję i współczuję jednocześnie, bo – jeśli śledziliście serial uważnie –dostaliście i to, co najlepsze, i to, co najgorsze w telewizji.
Z archiwum X było jednym z tych wszechogarniających fenomenów – jak lata później Gra o Tron – które przez dobrych kilka lat gromadziły widzów przed telewizorami. Całymi milionami. W Polsce, choć z kilkuletnim opóźnieniem, przywalił ten sam grom. Bywało strasznie, bywało nostalgicznie, ale i zabawnie, bo niektóre odcinki stawiały raczej na dziwność i komedię niż horror. Dziś już tylko niektóre epizody wzbudzają niepokój, ale Muldera, Scully, Palacza i reszty ferajny nie da się tak łatwo zapomnieć. To ikoniczni bohaterowie, których perypetie śledziło kilka pokoleń widzów i którzy gdzieś tam wciąż orbitują na obrzeżach naszej wyobraźni, mimo że od tego czasu przez ekranu przewinął się szwadron innych heroin i herosów.
Architektem tego sukcesu był Chris Carter. W 1993 zrzucił nam na głowę bombę w postaci pilota. Odcinek zażarł tak bardzo, że trzeba było rozbudować rolę tego gościa, który czaił się w raptem paru scenach na obrzeżach kadru i nonszalancko popalał papierosa. Tak dostaliśmy jednego z najbardziej charakterystycznych złoli w historii telewizji oraz parkę bohaterów, których rozpoznajemy od 20 lat. Zwłaszcza jeśli w tle leci ten nawiedzony motyw muzyczny.
Zostało jeszcze 57% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla Ciebie