Quake V. Rebooty, na które czekamy, czekamy i... nic :(
Spis treści
Quake V
Pierwsze trzy odsłony serii to żelazny kanon dla miłośników oldskulowych FPS-ów. „Jedynka” wyróżniała się klimatem, przypominającym nieco ten z utworów Lovecrafta, i oczywiście pełnym 3D. To była prawdziwa rewolucja. „Dwójka” podbiła stawkę i oszałamiała grafiką, a „trójka” wprowadziła cykl na nowy poziom, w przebojowy sposób skupiając się na multiplayerze (Unreal Tournament pokazał potem, jak się to robi lepiej, ale to opowieść na inną okazję...). Quake 4 dorzucił za to do zabawy kilka nowinek (towarzysze w single playerze) i trochę lepiej opowiadał historię. Poza tym wyglądał świetnie. Gracze przyjęli go bardzo ciepło, ale już bez owacji na stojąco. Potem seria umarła...
Po drodze mieliśmy jeszcze darmowe Enemy Territory: Quake Wars i Quake’a Live, który rozbudowywał formułę legendarnej „trójki” i przywracał atmosferę kafejek internetowych z początku millenium. Ale – pomijając „czwórkę” – to wszystko jedynie dodatki, które nie zaspokoiły naszych apetytów.
Fani robią sobie nadzieje. Wrócił Wolfenstein. Wrócił Doom – i to z przytupem. Nawet Rage doczekał się kontynuacji. Z Quakiem jest trochę inaczej. Bethesda i id Software szykują się do wydania sieciowego Quake Champions. Gra ma pozostać wierna brutalnym, arenowym założeniom Quake’a III i wypełnić lukę po niezbyt udanym trybie sieciowym w najnowszym Doomie. Szkoda tylko, że Champions całkowicie pomija tryb single player i uniwersum z drugiego i czwartego Quake’a.
JAKIE SĄ SZANSE?
Małe. Raczej nieprędko postrzelamy do Stroggów. Wydaje się, że Bethesda postanowiła dokonać podziału: strzelanie dla samotników – Doom, strzelanie w sieci – Quake. Istnieje ryzyko, że pełnoprawny Quake V nie miałby w takim układzie racji bytu, bo różniłby się od Dooma chyba tylko klimatem. Zamiast demonów na Marsie naszymi przeciwnikami byliby przedstawiciele obcej rasy. Chociaż... Zenimax i Bethesda ostatnio szaleją z nostalgicznymi FPS-ami...