2015: Rainbow Six: Siege. Przed premierą było lepiej, czyli zły downgrade
Spis treści
2015: Rainbow Six: Siege
Witaj, Ubisoft, znowu się spotykamy! Od niedawna pewną niepisaną tradycją jest przypisywanie downgrade'u niemalże każdemu tytułowi, wyprodukowanemu przez francuskiego giganta. Jest w tym trochę racji, bo trzecia i czwarta część Far Cry'a czy niedawne The Division rzeczywiście różniły się od finalnej wersji – choć w nie aż tak znaczący sposób, by od razu ruszać do paryskiej siedziby firmy z widłami i pochodniami. Inaczej sprawa wyglądała z wydanym w ubiegłym roku Rainbow Six: Siege, gdzie oprócz poważnych zmian w wyglądzie gry na przedpremierowym szumie ucierpiała także rozgrywka.
Przed premierą zapowiadano m.in. efektowny model zniszczeń, który miał być jednym z największych atutów produkcji i dynamicznie wpływać na przebieg walk. Na zapowiedziach jednak się skończyło, bo choć destrukcję otoczenia można tutaj prowadzić na całkiem szeroką skalę, niewiele potyczek zmusza do uwzględniania jej podczas planowania strategii. Lokacje są więc znacznie czystsze – w niektórych przypadkach wręcz sterylne. Znacznie pogorszyły się też efekty oświetlenia oraz dymu, a także interfejs użytkownika, w ostatecznej wersji bardziej inwazyjny. Wyeliminowano także początkowe animacje docierania na miejsce walk (choć to akurat da się usprawiedliwić – jeśli lądowalibyśmy helikopterem na dachu, przeciwnik usłyszałby to z minutowym wyprzedzeniem). Ubisoft skorzystał jednak na mniejszej popularności marki Rainbow Six – podczas gdy o obniżeniu jakości w Watch Dogs mówili wszyscy, na to samo działanie w Siege narzekała stosunkowo niewielka grupa graczy.