Dziś zapowiedź – dziś premiera. Apex Legends to odważna zagrywka EA
Premiera Apex Legends wzięła nas z zaskoczenia. Pierwsze przecieki pojawiły się ledwie na godziny przed premierą. Czy lepiej jest móc jak najszybciej zagrać w ogłoszony tytuł, czy kilka lat śledzenia zwiastunów i zapowiedzi też ma swój urok?
Spis treści
Gdyby nie internet i związana z nim pokusa pisania toksycznych komentarzy czy wszczynania wojenek na słowa, gracze byliby pewnie bliscy statusu świętych. Powód jest prosty – gry często zapowiadane są z kilkuletnim wyprzedzeniem, więc dotrwanie do premiery oczekiwanego tytułu wymaga iście anielskiej cierpliwości, a ta ponoć jest cnotą.
Tęsknie wypatrujemy kolejnych zwiastunów, fragmentów rozgrywki i targowych prezentacji, aż marketingowa maszyna wreszcie nabiera pełnego rozpędu. Pojawiają się wykazy preorderowych bonusów, terminy premier, zamknięte beta-testy, otwarte beta-testy, stress test serwerów i obowiązkowa, scrollowana bez końca lista poprawek łatki Day One.
Pomijając te wszystkie etapy zupełnie nieoczekiwanie trafiła na rynek gra Apex Legends. Zdolni twórcy z Respawn Entertainment kompletnie zignorowali obowiązujący rytuał i zamiast dać nam okazję do szydzenia z błędów tej pozycji w długim okresie wczesnego dostępu czy narzekania na kolejne battle royale razem z pierwszym zwiastunem od razu podrzucili gotowy produkt – świetnie zoptymalizowany, bez żadnych irytujących błędów i na dodatek darmowy! To tak się w ogóle da?
Era nowego marketingu
Na początek warto jednak wyprostować jedną kwestię. Pojawienie się Apex Legends tylko z pozoru wydaje się nagłe i nieoczekiwane, niepodparte żadną wielką kampanią. Tak naprawdę natomiast wszystko wskazuje na to, że niecodzienna forma premiery gry twórców Titanfalla była sprytnie i dokładnie przemyślana, a dzień w kalendarzu wybrano nieprzypadkowo.
Jakiś czas temu, podobnie bez wielkiego rozgłosu i reklamy, ukazało się Playerunknown’s Battlegrounds. W niedługim czasie słupki sprzedaży i wykresy liczby graczy na Steamie wystrzeliły w kosmos, bijąc wszelkie rekordy – głównie za sprawą tradycyjnej poczty pantoflowej oraz coraz liczniejszych transmisji zachwyconych streamerów na platformie Twitch. Mała gra na bazie moda zmieniła rynek wirtualnej rozrywki, a efekt śnieżnej kuli przerósł wszelkie oczekiwania.
Apex jako zasłona dymna?
Podobny sposób promocji wybrano właśnie dla Apex Legends. Zamiast nakręcać nas reklamami i artykułami, stopniowo zwiększając ciekawość, zaangażowano na dużą skalę najpopularniejszych w sieci streamerów, którzy mieli okazję zapoznać się z tym tytułem odpowiednio wcześniej na specjalnie przygotowanej imprezie. Całość wydaje się mieć jednak i drugie dno. Natychmiastowe udostępnienie gry każdemu, zamiast suchych faktów i zwiastunów, całkiem skutecznie wyciszyło większość niezadowolonych głosów po równoczesnym ogłoszeniu, że trzeci Titanfall nie powstaje.
Wszystko wskazuje też na to, że pokazanie dopracowanego i dobrze rokującego Apex Legends miało nieco załagodzić burzę po opublikowaniu w ten sam dzień niezbyt korzystnego raportu finansowego Electronic Arts. O ile jednak gracze i branżowe media przyjęli nową markę „Elektroników” bardzo entuzjastycznie, tak inwestorzy nie byli już specjalnie wyrozumiali. Na wieść o słabszych, niż zakładano, wynikach sprzedaży czołowych tytułów akcje firmy poleciały w dół, notując rekordowy spadek od niemal 20 lat. Niezależnie jednak od zakulisowych i marketingowych zagrywek Apex Legends i tak broni się samo, bo to naprawdę niezła gra.
Apex Legends nie jest odosobnionym przypadkiem produkcji udostępnionej tuż po pierwszej, oficjalnej zapowiedzi. W ten sposób ukazał się w 2015 roku mobilny Fallout Shelter. Taki zwyczaj stosuje też firma Apple, umożliwiając zakup lub ściągnięcie niektórych produktów czy aplikacji tuż po konferencjach, na których te są prezentowane. Generalnie jednak w świecie gier AAA to coś bezprecedensowego. Nawet Mortal Kombat 11, zapowiedziane cztery miesiące przed planowaną premierą, traktowane jest jako coś niezwykłego.
Apex – narodziny legendy?
W świetle niedawnego, dość wyboistego startu wersji demonstracyjnej Anthem aż dziwne wydaje się, że to produkt BioWare zwraca na siebie tak wielką uwagę, a nie dzieło Respawn Entertainment. W przeciwieństwie bowiem do nieoszlifowanego jeszcze Anthem autorzy Titanfalla stworzyli darmowe, świetnie zoptymalizowane battle royale, bez istotnych błędów technicznych, z wzorowym interfejsem, a serwery jakoś nie dostały zadyszki od 600 tysięcy graczy bawiących się jednocześnie. W dzisiejszych czasach to niemal cud!
W zasadzie jedyne, co można Apexowi zarzucić, to aż nazbyt wyraźne inspiracje obecnymi hitami. Komiksowe postacie do złudzenia przypominają bohaterów Overwatcha, a futurystyczna stylistyka i szybkie tempo akcji nasuwa skojarzenia z trybem Blackout z Call of Duty: Black Ops 4. Dla wielu jednak mogą to być równie dobrze i zalety tej gry.
Na szczęście oprócz „zapożyczeń” znajdziemy w niej jeszcze sporo nowych i naprawdę istotnych pomysłów. Kooperacyjny charakter rozgrywki podkreśla ciekawy sposób na wskrzeszanie poległych towarzyszy. Ekran zarządzania ekwipunkiem jest wreszcie czytelny i intuicyjny. Świetnie spisuje się także oznaczanie na mapie przydatnego ekwipunku oraz zauważonych przeciwników. Wspomaga to komunikację z drużyną, zwłaszcza przy losowo dobranych zespołach i braku mikrofonów – pomysł naprawdę godny naśladowania przez innych.