autor: Michał Pajda
8 rzeczy, które Apex Legends robi lepiej niż PUBG i Fortnite
Playerunknown’s Battlegrounds momentalnie zawojowało rynek. Potem przyszedł Fortnite i pokazał PUBG miejsce w kącie. Czy historia się powtórzy, a Apex Legends zdominuje Fortnite’a?
Spis treści
W powieści zatytułowanej Battle Royale Koshuna Takamiego losowo wybrana klasa licealistów trafia na bezludną wyspę, by wziąć udział w makabrycznym show. Po trzech dniach przy życiu ma pozostać tylko jeden z nich, inaczej zginą wszyscy. Kilka lat po premierze książki ten sam motyw został spopularyzowany przez amerykańskie Igrzyska śmierci Suzanne Collins i ich ekranizację.
Próbę przeniesienia nieskomplikowanych zasad „królewskiej bitwy” do wirtualnego świata podjęto najpierw w modach do Army 2 i Minecrafta. To jednak były raczej eksperymenty, przygotowujące rynek na hit. Już tryb battle royale do H1Z1 przyciągnął tysiące graczy, ale prawdziwe trzęsienie ziemi miało nastąpić później – mowa o Playerunknown’s Battlegrounds. Do dziś pamiętam premierę PUBG – i reakcje graczy zafascynowanych „nową formułą” zabawy w multiplayerze. To jednak wydany kilka miesięcy potem Fortnite (oraz jego ogromny sukces finansowy) okazał się szczytem trendu.
Produkcji Epic Games udało się w szybkim czasie podbić świat gier wideo i wprowadzić swego rodzaju monopol na rozgrywki battle royale. PUBG – głównie za sprawą dewelopera, który bardziej niż o graczy „troszczył się” o ich portfele – zaliczało następne spadki, a niezadowolenie społeczności rosło (choć pozycja ta wciąż jest numerem jeden na Steamie). Wydawać mogłoby się, że rynek gier battle royale ukształtował się na tyle, iż żadna nowa siła nie będzie w stanie na nim namieszać – do czasu, aż znikąd pojawiło się Apex Legends. Premiery tego tytułu nie poprzedził nawet jeden dzień kampanii marketingowej.
I chociaż nie dawałem tej produkcji na początku szans, pomyślałem sobie: „Jak za darmo, to biorę” – i była to jedna z najlepszych decyzji podjętych w mojej karierze gracza. Dlaczego? Bo Apex Legends redefiniuje gatunek, wprowadzając szereg autorskich pomysłów i zestawiając je z elementami, które do tej pory sprawdzały się znakomicie w najlepszych grach tego typu. Co Apex Legends robi lepiej niż inne battle royale z Fortnitem na czele?
System komunikacji bez mikrofonu i chatu
Jednym z najważniejszych aspektów rozgrywki, które w Apex Legends uległy całkowitemu przemodelowaniu, jest komunikacja wewnątrzdrużynowa. Do tej pory – nie tylko w Fortnicie i PUBG, ale w każdym battle royale, w które miałem (nie)przyjemność grać – korzystanie z mikrofonu stanowiło nieodzowny element zabawy, a jego brak dyskredytował gracza w oczach pozostałych członków drużyny. Dlaczego? Taki delikwent był mało przydatny, nie dawał rady błyskawicznie informować kompanów o lokalizacji zauważonego w pobliżu wroga lub przedmiotu, którego współtowarzysze mogliby potrzebować.
Inaczej kwestia ta wygląda w Apex Legends, gdzie system komunikacji zaprojektowano w możliwie najprostszy sposób, a korzystać z niego mają szansę nawet osoby nieposiadające mikrofonu. Co przełomowego jest w tym rozwiązaniu? Gracze – naciskając domyślnie klawisz „F” – mogą wskazać miejsce, w którym dostrzegli nieprzyjaciela. Obszar ten zostaje zaznaczony czerwonym markerem, co pozwala na precyzyjne zlokalizowanie przeciwnika.
Kolejnym istotnym przyciskiem w komunikacji jest środkowy przycisk myszy – jego kliknięcie oznaczać może różne rzeczy, w zależności od kontekstu. Klikając ŚPM i celując w wartościowy przedmiot, można zaznaczyć go na mapie kompanom, a najeżdżając celownikiem w dowolnym kierunku przy równoczesnym kliku, wydamy całej drużynie polecenie skierowania się w daną stronę. Ponadto przytrzymanie klawisza przywołuje menu kołowe, z którego da się wybrać interesującą nas komendę – począwszy od informacji o obronie danej pozycji, a skończywszy na „zaklepaniu” sobie miejscówki do poszukiwania lootu.
To jedno z najbardziej intuicyjnych rozwiązań nowego battle royale – a świadome z niego korzystanie jest szalenie efektywne w trakcie samej rozgrywki. System ten nie sprawia jednak, że gra staje się o wiele łatwiejsza. Używanie mikrofonu wciąż jest możliwe, ale sama komunikacja przyciskowa wystarczy w zupełności, by grać i wygrywać – a co najważniejsze, społeczność respektuje tę formę informacji na równi z mikrofonem i nie posługuje się nią, by trollować kolegów.
APEX SZANUJE TWÓJ CZAS
Apex to gra, która szanuje czas swoich graczy. O ile w PUBG przed meczem nudzimy się siedząc na specjalnej wyspie z innymi graczami, a potem rozgrywka powoli się rozkręca, o tyle w Apexie niemal od razu po zakończeniu jednego meczu możemy być już w kolejnym śmigłowcu nad mapą. Dzięki temu nieudane lądowanie, zakończone szybką porażką znacznie mniej boli – bo w takiej sytuacji traci się znacznie mniej czasu niż w innych grach typu battle royale.
W tej grze są respawny
Ciekawą innowację stanowi system reanimacji towarzyszy na polu bitwy, niespotykany do tej pory w żadnej grze battle royale. Powaleni na glebę przeciwnicy (lub my sami, jeśli fortuna nie będzie nam sprzyjać) poruszają się na klęczkach, próbując w ten sposób uniknąć dobicia. Jeśli jednak to się nie uda... nie oznacza jeszcze końca rozgrywki. Ciało zamienia się bowiem w skrzynkę z przedmiotami i przez określony czas inny członek drużyny może podbiec do niej, zabrać sztandar poległego bohatera i zanieść go do „sygnalizatora odrodzeń”. Korzystając z niego, jesteśmy przez chwilę bezbronni i wystawieni na nieprzyjacielski ogień, ale za to możemy sprowadzić statek desantowy, który zrzuci odrodzonego kompana na mapę.
Rozwiązanie takie na papierze wydawać się może niepraktyczne – ale jest diablo grywalne i całkowicie zmienia podejście do kwestii strategicznego eksterminowania nieprzyjaciół. W PUBG i Fortnicie wystarcza, że wroga odstrzelimy – nawet ostatkiem sił i pod silnym ostrzałem – i choć nie zwyciężymy, „przynajmniej popsujemy grę tamtym”. W Apex Legends taka taktyka jest pozbawiona sensu, bo drużyna, która wygra potyczkę, jest w stanie wskrzesić poległych. I chociaż to sztuka niełatwa, niejednokrotnie potrafi zmienić przebieg całej rozgrywki. Często bowiem ostatni z żyjących zaczyna grać w bardziej przemyślany sposób, a zespół może wrócić do wyścigu, o ile nie uda się wybić go do nogi.