autor: Amadeusz Cyganek
Sąsiedzi z piekła rodem. Wspominamy kultowe gry dzieciństwa
Spis treści
Sąsiedzi z piekła rodem
To jeden z tych tytułów, które osobiście wspominam zdecydowanie najmilej – to przecież jedna z najbardziej oryginalnych produkcji tamtych lat, pokazująca, że nawet z dość osobliwego tematu, jakim jest sąsiedzki konflikt, można zrobić niesamowicie wciągającą i szalenie kreatywną strategię, która nie tylko wymaga zmobilizowania do pracy szarych komórek, ale też ogromnie bawi.
Sąsiedzi z piekła rodem to gra, która pozwalała na wzięcie udziału w reality show przedstawiającym naszego bohatera jako postać potrafiącą w sposób wyjątkowo widowiskowy dać się we znaki swoim sąsiadom. Planowanie kolejnych trików wymagało umiejętnego wykorzystywania elementów otoczenia oraz łączenia poszczególnych zdarzeń w serie, dzięki czemu wskaźnik zdenerwowania naszego sąsiada rósł w tempie iście ekspresowym. Ekipa studia JoWood dała nam przy tym tytuł cały czas trzymający w napięciu – nierzadko margines błędu związany z rychłym pojawieniem się sąsiada był naprawdę niewielki, a ileż razy denerwowaliśmy się, czy naszemu bohaterowi uda się na czas schować do szafy lub wyjść z pomieszczenia, w którym czekała już kolejna zasadzka.
I tylko szkoda, że kilka lat później rynek zalała fala podrób, które nijak nie umywają się do wspaniałego oryginału, serwującego całą masę niemożliwej do podrobienia radochy.
Twórcy serii postarali się o to, by widowisko było jak najbliższe transmisji telewizyjnej – w tym celu zdecydowano się na zastosowanie znanego z sitcomów triku, polegającego na podłożeniu śmiechu do sytuacji, w których sąsiad daje się złapać w zastawioną przez nas pułapkę.
Era automatów (Die Hard, Mortal Kombat etc.)
Lata 90. ubiegłego wieku to czasy, kiedy w większych miastach, a często także w popularnych kurortach turystycznych, gracze żądni wrażeń mogli znaleźć salony gier, w których oprócz flipperów i cymbergajów znajdowały się także różnorodne automaty do gier, odpalane za pomocą żetonów. I zapewne niejeden z nas zostawił majątek u osoby siedzącej za ladą, ale nie sądzę, by ktokolwiek żałował, że w związku z fascynacją automatami z jego portfela szybko znikają kolejne monety i banknoty.
Oczywiście na maszynach tego typu najlepiej spisywały się wszelakie mordobicia – a prym wśród nich wiodły najbardziej znane marki, czyli Mortal Kombat i Street Fighter. Swego czasu sporą popularnością cieszyła się także kolejna radosna nawalanka – King of Fighters ’96, choć w Polsce dużą estymą darzono też „chodzoną bijatykę” Die Hard Arcade, bazującą na filmowej serii Szklana pułapka.
Nierzadko bardzo długie kolejki tworzyły się przy automatach z wyścigami – wszak możliwość zajęcia miejsca w fotelu i złapania za prawdziwą kierownicę silnie działała na naszą wyobraźnię. Osobiście miło wspominam rozgrywki w kultowe Daytona USA, często na automatach gościła także trochę zapomniana już seria Ridge Racer. Co ciekawe, na maszynach tego typu można było znaleźć też inną, totalnie odjechaną samochodówkę – Crazy Taxi, której kolejne odsłony również sprawiały sporą frajdę, tyle że już na pecetach i konsolach.
Jedną z popularniejszych, choć pozornie niezbyt pasujących do automatów produkcji był Gauntlet – tytuł wprowadzający szereg rozwiązań, które do tej pory stanowią podstawę gatunku hack’n’slash. Mowa przede wszystkim o rozgrywce bazującej na klasach, co spotykamy praktycznie w każdym RPG tego typu.