Slashery. 60 najlepszych gier na PS3, które trzeba znać
Spis treści
Slashery
God of War III
- Rok wydania: 2010
- Gra dostępna także na platformach: PS4
- Ocena w serwisie GRYOnline.pl: 9/10
Zanim Kratos wyruszył na mroźną Północ, zakopał Ostrza Chaosu i swoje wysiłki skoncentrował na wychowaniu syna w grze mającej wszelkie cechy charakterystyczne action-RPG, cykl God of War był rasowym przedstawicielem slasherów. Ba, był to jeden z najlepszych przedstawicieli tego gatunku, a stanowiąca zamknięcie głównego wątku fabularnego oryginalnej serii „trójka” z powodzeniem podkreślała wszystkie najważniejsze cechy tej sagi.
W God of War III jesteśmy świadkami finału krucjaty, jaką Kratos, tytułowy bóg wojny, rozpoczął przeciwko greckiemu panteonowi. Już w pierwszych chwilach oglądamy szturm gigantycznych tytanów na Olimp, a później napięcie tylko rośnie. Grę przepełniają widowiskowe, bardzo krwawe starcia z mitycznymi bestiami i potężnymi bytami, pod względem wizualnym nawet dziś potrafiące robić niemałe wrażenie. Pod efekciarstwem kryje się natomiast bardzo przyjemny system walki, który rozbudowaniem może i ustępuje temu, co znamy z serii Devil May Cry czy Bayonetta, ale wciąż zapewnia dość możliwości, aby pojedynki, zwłaszcza na wyższych poziomach trudności, wymuszały na nas znacznie więcej niż tylko radosne wciskanie przycisków ataku i cieszenie się widokiem rzezi.
Ninja Gaiden Sigma
- Rok wydania: 2007
- Gra dostępna także na platformach: -
- Ocena w serwisie GRYOnline.pl: -
Mam się za całkiem niezłego gracza. Zaliczyłem NiOha, radzę sobie z Soulsami, a w dawnych czasach, gdy pojedynczemu tytułowi potrafiłem poświęcić więcej uwagi, to i Devil May Cry na poziomie trudności Dante Must Die po odpowiednich przygotowaniach sprostałem. Tymczasem podjęta jakieś dziesięć lat temu próba zaliczenia Ninja Gaiden Sigma na „normalnym” poziomie trudności zakończyła się totalnym skopaniem mojego tyłka, przełknięciem największej porażki w gamingowej karierze i ucieczką z podkulonym ogonem. Od tego czasu wciąż zarzekam się, że jeszcze tu wrócę i się zemszczę. Kiedyś. Na pewno.
Ninja Gaiden Sigma to mocno podrasowana wersja gry Ninja Gaiden Black z Xboksa, wzbogacona o garść nowych misji i ulepszeń. Cechą charakterystyczną tej produkcji jest ekstremalnie wysoki poziom trudności, wymagający wręcz perfekcyjnego opanowania skrajnie zręcznościowego systemu walki i podejmowania w locie decyzji taktycznych. Nie jest to rozrywka dla zwykłych śmiertelników, ale kto rzuci Sigmie wyzwanie, po przełknięciu wielu porażek powinien docenić sensowny i bardzo responsywny system sterowania. No i ile jest gier, po zaliczeniu których można z pogardą patrzeć na mistrzów Dark Souls jak na jakichś nieznających życia pętaków?
Bayonetta
- Rok wydania: 2009
- Gra dostępna także na platformach: X360, PC, WiiU, Switch
- Ocena w serwisie GRYOnline.pl: 9/10
Bayonetta to 100% skondensowanego, japońskiego szaleństwa. Już prolog określa ton reszty zabawy, pozwalając wcielić się w seksowną, używającą do walki swoich włosów wiedźmę i zrobić siekę z anielskiej armii na cmentarzu, w rytm kultowego Fly Me to the Moon. Jedyne, co może dziwić po takim otwarciu, to fakt, że wśród tych oparów absurdu i groteski autorzy pokusili się też o przemycenie jakiejś angażującej opowieści stanowiącej całkiem ciekawe tło dla jatki absolutnej.
Przygody niezwykłej wiedźmy stoją przede wszystkim jednym z najlepszych systemów walki, jaki wymyślono w historii slasherów. Bohaterka oprócz swoich włosów korzysta także z broni białej i palnej, umiejętności transformowania się w zwierzęta oraz spowalniania czasu – a wszystko to zostało idealnie zbalansowane, oferując rozsądne wyzwanie spragnionym trudów zapaleńcom, przynosząc olbrzymią satysfakcję ze zwycięstw i w rękach w miarę doświadczonego gracza wyglądając jak wyreżyserowany przez sprawnego choreografa balet śmierci.
Devil May Cry 4
- Rok wydania: 2008
- Gra dostępna także na platformach: X360, PC, PS4, XONE
- Ocena w serwisie GRYOnline.pl: 8/10
Pierwsze Devil May Cry zaczynało jako następna odsłona cyklu Resident Evil, by w wyniku burzliwych kolei developingu skończyć jako zupełnie inna gra i w zasadzie powołać do życia podgatunek dziś określany mianem slasherów. Jego sequel niemal wykoleił cały cykl, rozmijając się kompletnie z oczekiwaniami graczy i gdyby nie geniusz Devil May Cry 3: Dante’s Awakening, pewnie o całej sadze byśmy dawno zapomnieli. Devil May Cry 4, po tych wszystkich eksperymentach i szukaniu własnego tonu, okazało się natomiast odsłoną dość bezpieczną i niekombinującą za bardzo z dobrze sprawdzoną formułą.
Zabawa polega więc na starym i dobrym wykręcaniu jak najefektowniejszych combosów i uważaniu, by przypadkiem żaden z ciosów oponentów nas nie trafił, bo psuje to ostateczną ocenę misji (o zgrozo!), a w końcowych etapach potrafi też popsuć samego głównego bohatera i zmusić nas do rozpoczynania zabawy od nowa. Główną nowość stanowi zaś to, że oprócz protagonisty serii, Dantego, dostajemy tu drugą grywalną postać, wyposażonego w demoniczną dłoń i niewahającego się jej użyć Nero. Bardzo przyjemną sieczkę w pewnym momencie psuje jedynie skrajny backtracking – druga połowa gry to dosłownie przebieżka po tych samych lokacjach, które zwiedzaliśmy wcześniej.