Days Gone. Najlepsze gry 2019 roku❗
Spis treści
Days Gone
- Premiera: 26 kwietnia
- Platforma: PlayStation 4
- Nasza ocena: 8/10
Największym problemem Days Gone – i przy okazji wyjaśnieniem, dlaczego gra zebrała przeciętne oceny – jest jego powinowactwo z takimi hitami jak God of War czy Uncharted 4. Od prawdopodobnie ostatniego wysokobudżetowego tytułu ekskluzywnego na PlayStation 4 oczekiwano, że będzie takim samym zwieńczeniem cyklu życia tej platformy jak The Last of Us w przypadku PS3. Nawet tematyka się zgadzała! Tymczasem Sony zaserwowało produkcję wciągającą, oferującą dziesiątki godzin zabawy, ale ostatecznie „zaledwie” bardzo dobrą. Posiadacze PlayStation 4 w żadnym wypadku nie powinni być jednak zawiedzeni.
Days Gone jest bowiem jednym z niewielu sandboksów, w których fabuła nigdy nie schodzi na drugi plan, poboczne aktywności nie są wrzucone na siłę, a otwartość świata nie oznacza mniejszego skupienia na postaciach, tempie akcji i scenariuszowych zawirowaniach. Odhaczono oczywiście wszystkie niezbędne dla tego gatunku punkty – crafting, system rozwoju umiejętności czy porozrzucane po całej mapie znajdźki – zawsze jednak czujemy, że priorytetem są perypetie Deacona St. Jonesa i tych, którzy znajdą się na jego drodze.
To gra ze świetnie napisanymi dialogami, trudnymi do zapomnienia postaciami, niezłą fabułą i dobrze zrealizowanymi fundamentami „otwartoświatowego” tytułu: mięsistą walką, fajnym strzelaniem, poprawnym skradaniem się czy masą fabularnej zawartości. Gdyby twórcy mieli więcej czasu, aby połatać błędy oraz dodać trochę pobocznych aktywności, i gdyby parę scen wywalili czy poprawili, dostalibyśmy grę na poziomie innych „exów” Sony.
Adam Zechenter, recenzja gry Days Gone
Poza tym gra imponuje też ponurym klimatem i ładną grafiką, przede wszystkim jednak – gigantycznymi hordami żywych trupów. Potyczki z kilkoma czy kilkunastoma zombie to chleb powszedni dla przeciętnego gracza, w Days Gone jednak nieumarli często poruszają się w masach składających się nawet z kilkuset osobników i stanowią wówczas śmiertelne zagrożenie. I to nie tylko dla bohatera, ale też dla... płynności gry, której zdecydowanie przydałaby się lepsza optymalizacja.
Mordhau
- Premiera: 29 kwietnia
- Platformy: PC
- Nasza ocena: brak
Każdy rok musi mieć swój fenomen, który pojawia się znikąd i podbija serca graczy. W lutym nastąpił wybuch popularności Apex Legends, a gdy produkcja studia Respawn Entertainment zaczęła powoli tracić rozpęd, zadebiutowało Mordhau. Tytuł ten trafił na Kickstartera ponad dwa lata temu, gdzie zebrał prawie 300 tysięcy dolarów, ale twórcy nie spieszyli się przesadnie z jego wydaniem. Kiedy już jednak gra zadebiutowała na Steamie, w ciągu paru dni stała się gigantycznym hitem – przy okazji kompletnie destabilizując serwery studia Triternion.
Czynnikiem, który odegrał kluczową rolę w tym sukcesie, jest bez wątpienia mechanika walk. Mordhau stawia na średniowieczne potyczki na miecze, młoty, topory, włócznie (można by tak jeszcze długo wymieniać), oferując system ataków, bloków i kontr, który jest jednocześnie całkiem intuicyjny, ale i niełatwy dla początkujących. Warto jednak poćwiczyć, bo satysfakcja po każdym zwycięstwie okazuje się ogromna. No i pozostaje kwestia brutalności starć – krew chluszcze, a odcinane kończyny latają na prawo i lewo, zaś część walk kończymy przegraną, wyglądając jak Czarny Rycerz z Monty Pythona i Świętego Graala.
Mordhau to gra, na którą fani średniowiecznych starć czekali od wielu lat. Choć tytuł ten nie ma zbyt wielu map czy trybów, to spokojnie można spędzić w nim setki, jak nie tysiące godzin. Wszystko dzięki świetnemu i dopracowanemu systemowi walki. Już samo nauczenie się podstaw machania mieczem zajmuje kilka godzin, a poznanie wszystkich niuansów to robota na wiele tygodni. Trzeba być tylko gotowym na to, że na początku będzie się ginąć, i ginąć, i ginąć, i ginąć, a potem jeszcze trochę ginąć, aż wreszcie wygra się ten jeden jedyny pojedynek z uzbrojonym w widły chłopem i poczuje się większą satysfakcję niż po przejściu wszystkich trzech Wiedźminów.
Michał Chwistek
Samo to wystarczyło, by dzieło Triternionu nagle stało się przebojem. Bo tak naprawdę pozycja ta nie oferuje wiele więcej – map jest stosunkowo niedużo, liczba trybów też nie powala. Ale to, co w Mordhau wydaje się najważniejsze, zostało wykonane na tyle dobrze, że ciężko przyczepić się do braków. No bo powiedzcie szczerze: skoro możecie zaprosić znajomych na krótką sesję i wspólnie skracać przeciwników toporem o głowę, czy będziecie narzekać?