Wielka flota Imperatora. 10 największych absurdów nowej trylogii Star Wars
Spis treści
Wielka flota Imperatora
UWAGA, TUTAJ SPOILERUJEMY FILM
Skywalker. Odrodzenie
Palpatine schował się na planecie, która eksportować mogłaby jedynie kurz i wyładowania atmosferyczne. Nikt o niej nie wie, bo jest ukryta. Żeby się tam dostać, trzeba posiadać starodawny artefakt Sithów. Innymi słowy, pizza na telefon raczej tam nie dojedzie. Mimo to na tej planecie znajduje się tłum wyznawców Sithów, którzy przy okazji dali radę zbudować absolutnie gigantyczną flotę okrętów kosmicznych.
OK, może mieli bardzo bogaty zapas konserw i jakoś tak żyli na tej smutnej pustyni, czekając na swój czas. Ale jak zbudowali flotę? Gdzie były stocznie, skąd brali części, surowce? Poprzednie Gwiezdne wojny przynajmniej próbowały być osadzone w jakiejś ekonomii. Jeśli powstała armia droidów, to stała za nią Federacja Handlowa, Intergalaktyczny Klan Bankowy, Sojusz Korporacyjny i federacja systemów gwiezdnych. To miało sens. Jeśli Rebelia chciała mieć choćby kilka eskadr X-wingów, musiała zabiegać o wsparcie różnych planet, a armię klonów zamawiało się z dziesięcioletnim wyprzedzeniem.
Jakby tego było mało, każdy z nowych niszczycieli Palpatine’a ma pod brzuchem podwieszone fallicznie kojarzące się działo, które potrafi zniszczyć planetę zupełnie jak Gwiazda Śmierci. Miniaturyzacja, łapię. Widać wśród kultystów Sith nie brakuje sprytnych inżynierów.