Dzikie Pola. 7 systemów RPG, które chcemy jako gry wideo
Spis treści
Dzikie Pola
W zalewie rozmaitych odmian fantasy i innych klimatów importowanych z Zachodu, przechodzących drobne i kosmetyczne przeróbki na potrzeby polskich odbiorców, Dzikie Pola stanowiły prawdziwy powiew świeżości. Stworzony przez Macieja Jurewicza, Michała Baryłkę i popularnego pisarza Jacka Komudę system zabiera graczy do czasów, z których do dziś pozostajemy dumni – Rzeczypospolitej Obojga Narodów u szczytu potęgi.
Wyimaginowane królestwa zastępują tu krainy znane chociażby z prozy Sienkiewicza i wspomnianego Komudy czy z serii Kozacy. Zamiast rycerzy w lśniących zbrojach mamy tu dumną, bitną, acz upartą jak osły szlachtę z nieodłączną szablą przy pasie (i dzbanem miodu gdzieś w pobliżu...). W miejsce smoków, elfów i orków pojawiają się demony, diabły i inne stwory pasujące do świata budowanego, bądź co bądź, na słowiańskich fundamentach.
To wreszcie tereny przesiąknięte wierzeniami rozmaitych kultur zamieszkujących ogromne państwo. Chrześcijaństwo, islam i judaizm mieszały się tu z ludowymi przesądami, a przecież zawsze była też jakaś wojna do wygrania lub zajazd do przetrwania.
Twórcy ci mają zresztą pewne doświadczenie na rynku gier wideo. W scenariuszu do pierwszego Wiedźmina palce maczali między innymi Jacek Komuda i Maciej Jurewicz.
Dzikie Pola to materiał pozwalający na naprawdę rozmaite podejścia do wirtualnego świata. Z konwencji tej da się wycisnąć zarówno sandboksowego akcyjniaka, strategię, RPG (jedna z największych nakładek do Mount & Blade dziwnym trafem nosi podtytuł Ogniem i mieczem), jak i przygodówkę czy nawet ciekawsze mutacje gatunkowe. Czasem bliższe nastrojom awanturniczym czy kryminalnym, kiedy indziej fantastyce lub wręcz horrorowi.
Nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś kiedyś odważył się np. na soulsopodobną grę, w której próbujemy przetrwać jakimś przeklętym szlachcicem na opustoszałych, spotworniałych, mrocznych stepach Ukrainy, gdzie diabeł mówi dobranoc.
CIEKAWOSTKA
Swego czasu Dzikie Pola zaznaczyły swoją obecność na komputerach osobistych jako dodatkowa kampania do pierwszego Neverwinter Nights – „Diabeł w kamieniu”. Jeśli jesteście w stanie przetrwać toporną grafikę ówczesnej wersji Aurory, to czeka Was wciągająca, kilkugodzinna, mroczna przygoda z naprawdę porządnym scenariuszem.