Organizacja, edukacja i instytucje – gra jako wytwór kultury. Praca dla gracza – jak zmienić pasję w zawód?
Spis treści
Organizacja, edukacja i instytucje – gra jako wytwór kultury
Zdziwieni? Już tłumaczę. Pracować „w grach” można wszędzie tam, gdzie gry stanowią produkt lub tzw. tekst kultury. Innymi słowy – tam, gdzie o grach się mówi i gdzie znajdą się odbiorcy, którzy o grach chcą słuchać.
Kilka lat temu zostałem poproszony przez mamę, by pójść za nią na wywiadówkę mojego młodszego brata. Gdy rozsiadłem się w sali obok rodziców, wszedł nauczyciel i oznajmił, że klasa ma profil e-sportowy i uczniowie, obok historii, matematyki czy języka polskiego, będą uczyli się komunikacji na przykładzie Counter-Strike’a. Nie wiem, jak przyjęli to inni rodzice – ja po chwilowym szoku uznałem, że gry przeniknęły lub przenikają do wszystkich lub niemal wszystkich dziedzin kultury. Aby szerzej porozmawiać o tym, gdzie może pracować kulturalny gracz, odwiedziliśmy Krakowski Park Technologiczny i Maćka Śliwińskiego, który odrobinę przybliżył nam to, czym zajmuje się każdego dnia.
– Pracuję przy organizacji Digital Dragons, czyli jednej z największych konferencji dla deweloperów gier w Europie. Moim kawałkiem tortu w zespole DD jest przede wszystkim Indie Showcase, tj. konkurs dla twórców gier niezależnych, których co roku gościmy w Krakowie. Odpowiadam za przeprowadzenie całego procesu zgłoszeń i selekcji gier, koordynując pracę jury konkursu. To megafajna sprawa, bo pozwala oglądać prawdziwe perełki na długo przed premierą – do konkursu zgłaszają się najczęściej gry na etapie produkcji i w ten sposób dużo wcześniej można ograć tak zacne polskie produkcje jak 911 Operator, We The Revolution czy My Memory of Us. W zespole DD częściowo zarządzam też naszymi działaniami komunikacyjnymi i promocyjnymi.
Innymi słowy, Maciek zajmuje się organizacją – przygotowywaniem wydarzenia poświęconego grom, na które z całego świata zjadą się goście. Jaki kontakt na co dzień ma z grami? Duży, choć – jak sam mówi – nie od tej oczywistej strony. Organizatorzy częściej obracają się w środowisku twórców, co ma swoje plusy, bo pozwala poznać gry od kuchni.
– To bardzo ciekawa perspektywa, którą warto mieć – kiedy posłuchasz deweloperów opowiadających o tym, jak wygląda proces decyzyjny przy produkcji nawet najmniejszego elementu gry, dużo bardziej doceniasz ich pracę – mówi.
Czy zatem organizacją tego rodzaju eventów mogliby zajmować się ludzie, którzy ze świata gier kojarzą jedynie Mario i Simsy? Być może, choć niewątpliwie nie byłaby to zbyt efektywna praca. Maciek Śliwiński zapytany o to, czy gry pomogły mu zdobyć posadę, odpowiedział:
– Zdecydowanie. To nie jest tak, że przy każdym zajęciu związanym z grami potrzeba wyłącznie pasjonatów i graczy. Liczy się masa innych umiejętności i zdobytej wiedzy, ale bycie graczem zdecydowanie pomaga i pozwala czuć gry i branżę.
Jeśli zatem mama podaje w wątpliwość Wasze zamiłowanie do Minecrafta, wiecie, na kogo możecie się powołać.
Tym bardziej że w rozmowie Maciek zwrócił uwagę na pewną szczególną cechę polskiej branży gier, zwłaszcza dev teamów – wieczny niedobór pracowników. Zdarza się więc, że wymagania są obniżane i przyjmuje się mniej doświadczone osoby: – Warto aplikować, nawet nie mając dużego doświadczenia, do mniejszych firm, bo praktyczna wiedza zdobyta przy pracy nad mniejszymi projektami będzie później nieoceniona. Widzimy to po słuchaczach Game Academy, projektu realizowanego wspólnie z GameDesire i kierowanego do studentów oraz osób, które chcą zacząć pracę w branży gier.
Game Academy – miejsce, w którym możesz spotkać się z ludźmi z branży gier. To edukacyjny projekt GameDesire (polskiego producenta gier) i Digital Dragons – można tu posłuchać rozmaitych osób z branży z całego świata: od twórców, programistów, producentów czy grafików, na dziennikarzach lub piarowcach kończąc. Być może któreś spotkanie i zawarta znajomość okaże się dla Was kluczowa?
Wymagania – bez tego nie przejdzie
Zapytany o wymagania, Maciek z miejsca wymienia język angielski. – Bez tego ani rusz – mówi krótko i ma rację.
Branża deweloperska to niemal w całości praca w obcym języku. Dotyczy to zarówno kodu, języków programowania i instrukcji, jak również kontaktów w pracy. Co jednak ciekawe, studia, zdaniem Maćka, nie są aż tak istotne. Jasne, odpowiednie wykształcenie zawsze się przyda, ale nie ono przesądza sprawę.
– Znam świetnych game designerów, którzy kończyli socjologię lub psychologię – mówi.
Co więc pomogło im się przebić? Osobiste doświadczenie, praca w domu i samorozwój. Mówiąc dobitnie: jeśli po szkole lub pracy nie składasz sobie Arkanoida w Unity, będzie Ci zdecydowanie trudniej przekonać innych, że Twoje umiejętności przydadzą się przy produkcji gier. To samo dotyczy kontaktów z ludźmi, którzy te gry tworzą.
– Przede wszystkim warto robić „coś więcej” niż tylko rozgrywać kolejną partyjkę na Summoners Rift czy innym de_train. Ja akurat przeszedłem trochę mało popularną drogę – od e-sportu do gamedevu. Patrząc jednak na moich kolegów, z którymi ponad 10 lat temu rozwijaliśmy pierwszą profesjonalną drużynę e-sportową w Polsce – PGS Gaming, widzę, że warto próbować. Dziś wszyscy pracujemy w fajnych miejscach – Techlandzie, CD Projekt RED, ESL Polska itd. Wtedy pisaliśmy dla amatorskich serwisów o grach, organizowaliśmy lany itd. W tej chwili możliwości jest dużo więcej, warto streamować lub nagrywać na YouTubie, bo to też pierwsze podstawy obycia z kamerą i montażu wideo – twierdzi Maciek Śliwiński.
CV i list motywacyjny do dużej firmy
Zazwyczaj młody człowiek, szukając pracy, przegląda portale z ogłoszeniami i grupy portali społecznościowych, by potem wysłać swoje CV do 30 miejsc jednocześnie. Ten sam życiorys dostaje więc dział HR w Biedronce, menadżer startupu i właściciel mleczarni. To oczywiście przynosi jakieś rezultaty – szansa, że ktoś odpisze i zaprosi nas na rozmowę statystycznie wydaje się większa. Odrobinę inaczej jest w przypadku dużych firm, które wyrobiły już sobie markę i posiadają własną historię. Mdłe CV, które rozsyłamy hurtowo, nie przykuje uwagi.
CV i list motywacyjny muszą zostać przygotowane z myślą o danej firmie i konkretnym stanowisku. Przeczytaj kilkanaście razy ogłoszenie, spisz wymagania i zastanów się, czy w czasie swojej edukacji i ewentualnego doświadczenia zawodowego nie robiłeś czegoś, co w jakikolwiek sposób nawiązywałoby do stawianych warunków.
Weź pod uwagę, że w dużych firmach, czy to deweloperskich, czy wydawniczych, Twojego CV nie otrzyma miły gracz, z którym pogadasz sobie o Quake’u, tylko specjalnie przygotowany i mający w tym niemałe doświadczenie dział HR. Ci ludzie nie tylko odrzucą Twoje CV, jeśli sporządziłeś je w Wordzie w 5 minut, stawiając przy tym spację przed przecinkami, ale również gdy Twoje zdjęcie będzie brzydkie lub niskiej jakości.
Łukasz Miechowski z 11 bit studios zapytany o radę dla młodych kandydatów chcących dostać się do studia, podpowiada: – Warto pamiętać, by CV było schludnym, jednostronicowym dokumentem, który podkreśla umiejętności, najlepiej w formacie PDF.
Popracuj więc nad CV, nawet jeśli miałoby to zająć Ci miesiąc. Zajrzyj na takie serwisy jak chociażby Canva, które w prosty sposób umożliwiają graficzne zaprojektowanie swojego resume. Wynik będzie lepszy niż szablon z Worda. Dokładnie przeanalizuj historię firmy – może uda się do niej nawiązać w liście motywacyjnym? Jeśli wysyłasz życiorys do GRYOnline.pl, warto znać historię serwisu i kojarzyć redaktorów, jeśli próbujesz dostać się do studia CD Projekt RED, wypadałoby nie tylko mieć za sobą Wiedźminy, ale poczytać o tym, skąd znają się Michał Kiciński i Marcin Iwiński.
Przesadzam? Wcale. Znajomość historii firmy tworzy wrażenie, że w istocie zależy Ci na danej pracy, a przy tym pomaga w rozmowie kwalifikacyjnej. Zawsze lepiej posiadać więcej tematów do tzw. small talk na początku konwersacji, prawda?