Kult atomu – opiekunowie domowego reaktora. 20 rzeczy, za które pokochaliśmy serię Fallout
Spis treści
Kult atomu – opiekunowie domowego reaktora
Wiemy, jak Japończycy radzą sobie z traumą po Hiroszimie i Nagasaki, ale to, jak do nuklearnej zagłady podchodzą mieszkańcy wypalonego świata naszej ulubionej serii, przechodzi ludzkie pojęcie. Rodziny w Falloucie przed zagładą skupione były nie tyle wokół domowego ogniska, co domowego reaktora – o ich życiu i dobrobycie stanowiła nie woda, tylko reakcje łańcuchowe ich sprzętów.
Obecność atomu i nuklearnej technologii jest silnie zaznaczona w tutejszej popkulturze – reklamuje się ją w telewizji i prasie. Sam fakt, że zwykły napój został nazwany Nuka-Colą, o czymś świadczy. Po wojnie sytuacja wcale się nie zmienia, przeciwnie, wręcz radykalizuje za sprawą wielu religijnych stronnictw, np. takich jak Kościół Dzieci Atomu. To zjawisko jest typowe dla każdej części Fallouta i dobrze podsumowuje wszystkie produkty, które znajdujemy w trakcie eksploracji. A właśnie, może ktoś chciałby spróbować cukrowej bomby?
Kapsle – takie pieniądze z Eurobiznesu
Powagę końca świata w pierwszej części Fallouta miała podkreślać specyficzna waluta. Kapsle, które zastąpiły dolary, stały się środkiem wymiany. Możemy zachodzić w głowę i wskazywać na absurd tej sytuacji – po nuklearnej wojnie i wobec bankowego krachu najpewniej powróciłby handel barterowy i nikt nie zaprzątałby sobie głowy jakimiś tam kapslami.
Jednak w świecie Fallouta wydaje się to zupełnie na miejscu. Kapsle przecież strzegą dostęp do najwartościowszej cieczy w postnuklearnym świecie – wody. I choć z czasem obok kapsli do uniwersum gry powróciła bardziej standardowa i tradycyjna waluta, taka jak dolary Republiki Nowej Kalifornii, to kapsle przetrwały do czwartej części. Sam pomysł wydaje się kapitalny, a poza tym: wyobrażacie sobie świat, w którym po otwarciu butelki coli zostaje Wam jeszcze pieniądz?