Świt żywych trupów (Dawn of the Dead). Najlepsze horrory, które straszą na Netflixie
Spis treści
Świt żywych trupów (Dawn of the Dead)
Rok premiery: 2004
Co najbardziej straszy: szybcy zombie to naprawdę dobry pomysł...
Co psuje nastrój grozy: ...ale to wciąż tylko zwłoki bez charakteru i głębi
Ocena na Rotten Tomatoes: 75%
Zacka Snydera i Jamesa Gunna kojarzymy dziś przede wszystkim z kinem superbohaterskim. Tyle że niecałe dwadzieścia lat temu obaj twórcy zajmowali się zupełnie innym gatunkiem. W 2004 roku połączyli swe siły w próbie stworzenia remake’u dzieła George’a Romero. W efekcie powstał film z szacunkiem odnoszący się do pierwowzoru i czerpiący z klasyki pełnymi garściami, a przy tym niebojący się przełamywać schematów. Świt żywych trupów to naprawdę ożywcze spojrzenie na gatunek.
Sarah Polley i znany z House of Cards Michael Kelly dali filmowi naprawdę dużo. Zresztą niemal cała obsada spisała się dobrze. Rzecz jasna, nie wszystkim przypadnie do gustu takie przedstawienie zombie, jakie zaproponowali Snyder i Gunn, niemniej od strony aktorskiej ciężko coś Świtowi żywych trupów zarzucić.
Najważniejszą nowością w stosunku do oryginału Romero jest dynamika. Powłóczące nogami, powolne stwory z roku 1978 zastąpione zostały zombiakami szybszymi, a przez to znacznie niebezpieczniejszymi. W połączeniu z agresywnie ciętymi (zamiast statycznych) ujęciami, zgodnie z wymogami, jakie narzucił kinu rozrywkowemu XXI wiek, może to być odczytywane jako symbol nowych czasów.
Fani klasyki zapewne będą narzekać, ale ja bawiłem się naprawdę dobrze. Jeżeli nie darzycie nabożną czcią oryginału, również nie powinien być to dla Was stracony czas.