Pradziadek first-person shooterów. Gry, które wyprzedziły swoje czasy
Spis treści
Pradziadek first-person shooterów
Dziadkiem wszystkich strzelanek z akcją pokazaną z perspektywy pierwszej osoby zwykło określać się Wolfensteina 3D, w rzeczywistości jednak wcale nie był on pierwszą grą tego typu. Ani nawet drugą czy trzecią. Sam John Carmack, czyli złote dziecko branży odpowiedzialne za wspomniane dzieło, nim podbił świat, pozwalając graczom na masowe mordowanie nazistów, eksperymentował już wcześniej z podobnymi rozwiązaniami, czego efektem były chociażby wydane w 1991 roku gry Catacomb 3-D oraz Hovertank 3D. Ta pierwsza wydaje się dość mocno podobna do Wolfensteina, choć zamiast ponurego nazistowskiego zamku zwiedzaliśmy w niej... ponure katakumby w klimatach fantasy. Hovertank 3D z kolei przenosił nas w przyszłość, w której zasiadając za sterami potężnego wehikułu, mordowaliśmy potwory i ratowaliśmy zakładników.
Wszystkie te dzieła Carmacka inspirowane były tytułem sprzed – bagatela – przeszło piętnastu lat. Maze War ukazało się w zamierzchłej przeszłości, to jest w roku 1974, i spełniało wszystkie wymagania niezbędne do zakwalifikowania go do gatunku first-person shooterów. Miało bardzo prostą, dwukolorową, ale trójwymiarową grafikę, rozgrywka natomiast sprowadzała się do wędrowania przez labirynt w poszukiwaniu innych graczy, których należało ostrzeliwać – jednocześnie samemu unikając ataku. Tak, graczy – tytuł sprzed przeszło czterdziestu lat pozwalał na rywalizację dwóch użytkowników, z których każdy korzystał z oddzielnego komputera.
Oczywiście nie była to gra oferująca ułamek doznań jej następców – przykładowo ruch przez labirynt odbywał się skokowo, a trafianie innego gracza jedynie dodawało punkty do licznika, nie czyniąc przeciwnikowi żadnej dodatkowej krzywdy. Niemniej to tym tytułem rozpoczął się żywot gatunku, który niecałe dwadzieścia lat później zaczął święcić olbrzymie triumfy wśród gier komputerowych. I święci je do dziś.