Poświęcenie krawata w Disco Elysium. Najlepsze momenty z gier 2019 roku
Spis treści
Poświęcenie krawata w Disco Elysium
Disco Elysium przypomina sesję RPG prowadzoną przez wyjątkowo kreatywnego i elokwentnego mistrza gry, który dla animuszu wypił przed rozpoczęciem zabawy o jedno piwo za dużo. To tytuł praktycznie pozbawiony systemu walki, oparty niemal wyłącznie na dialogach i eksploracji dziwacznego świata, ale nie nudzi nas nawet przez chwilę – głównie dlatego, że prosta rozmowa z kimkolwiek to tutaj pokaz ułańskiej fantazji twórców. Zresztą sami powiedzcie: czy kiedykolwiek zdarzyło się Wam zawzięcie dyskutować z... rozwijanymi przez siebie umiejętnościami? Albo elementami ubioru?
I absolutnie nie są to proste gagi, oparte wyłącznie na absurdzie całej koncepcji. Dla przykładu: paskudnie pstrokaty krawat, który nosimy przez zdecydowaną większość tej historii, staje się fundamentalnym elementem zabawy. Przez całą grę jest uosobieniem chaosu, podpowiadającym nam najgłupsze wyjścia z każdych tarapatów – bo zdaje się doskonale wiedzieć, że cała frajda w Disco Elysium polega właśnie na wplątywaniu się w najdziwaczniejsze sytuacje. To jak posiadanie pokręconego towarzysza przytwierdzonego do naszej szyi. I dlatego też, gdy ostatecznie go tracimy, czujemy autentyczny smutek.
W końcówce gry możemy krawat poświęcić, by zrobić koktajl Mołotowa, i gdy go wyrzucamy, odpala się nasza ostatnia rozmowa. Przypominamy sobie, że to nie tylko część ubioru, ale i nieodłączny atrybut bohatera, który zakłada go, by choć trochę podnieść się na duchu w otchłani depresji i chaosu, jaką stało się jego życie. Że to towarzysz poświęcający się, by nas ochronić. Że to kompan, z którym przeżywaliśmy najlepsze momenty całej tej pokręconej opowieści. Wiecie, to niby tylko krawat w szpetne wzorki – ale jeśli już zanurzyliście się w Disco Elysium, nawiązaliście z nim nić braterstwa. I naprawdę przykro jest się z nim pożegnać.