6. Clinically Dead. Najciekawsze polskie gry niezależne
Spis treści
6. Clinically Dead
Okiem Drauga: Wydawało mi się, że gry pokazały już wszystko, co się dało, w temacie manipulowania czasem. Clinically Dead udowodniło, że motyw ten wciąż kryje mnóstwo potencjału. Wprawdzie mój rozum trochę nie nadążał za objaśnieniami mechaniki serwowanymi przez dewelopera na Digital Dragons, ale nie miałem wątpliwości, że obcuję z czymś wyjątkowym. Jeśli ciekawa rozgrywka zostanie wsparta nie mniej intrygującą warstwą fabularną, może być z tego małe arcydziełko.
Gier dziwnych, niecodziennych i dziwacznych ciąg dalszy – było już NOTHING, teraz kolej na Clinically Dead. Dzieło jednoosobowego studia Mogila Games zdecydowanie wyróżniało się na tle innych studenckich projektów (które w tym roku niestety nie zachwyciły), przede wszystkim jako jedyna gra trójwymiarowa. Ale gdy przyjrzymy się temu połączeniu pozycji logicznej, zręcznościówki, przygodówki i horroru, okaże się, że udana oprawa wizualna to jego nie jedyna zaleta. Przede wszystkim Clinically Dead to produkcja z pomysłem na siebie – fakt, pomysłem skomplikowanym do granic możliwości, ale jednak. Nasz bohater umiera, zaś my wcielamy się w niego na kilka ostatnich sekund życia... które ze względu na zanikające funkcje życiowe wydłużają się w nieskończoność. W tytule tym mamy okazję poruszać się w czterech wymiarach, rozwiązywać zagadki oraz zwiedzać dziwaczną krainę umiejscowioną pomiędzy światem żywych a umarłych.
Paweł Mogiła tworzy grę naprawdę fascynującą: z barwną oprawą graficzną, którą oglądamy z perspektywy pierwszej osoby, łamigłówkami, które mogą okazać się powiewem świeżego powietrza dla zabaw z czasem, oraz sporą ilością niepokojących elementów (walczymy m.in. z humanoidalnymi, brązowymi stworami). Jej największą wadą jest chyba właśnie ta eksperymentalna natura: chociaż widzę Clinically Dead na Digital Dragons po raz drugi, nadal miałbym problem z wytłumaczeniem komuś niezaznajomionemu z tym tytułem, o co tu w sumie chodzi. Nie zmienia to jednak faktu, że ambicji Polakowi na pewno nie brakuje: jeżeli uda mu się doprowadzić produkcję do szczęśliwego końca, może znaleźć grono zagorzałych fanów. Nawet jeśli nie będzie ono zbyt duże.