Shadowrun: Dragonfall – Director’s Cut. W co zagrać czekając na Cyberpunka 2077
Spis treści
Shadowrun: Dragonfall – Director’s Cut
Shadowrun Returns było jednym z pierwszych crowdfundingowych sukcesów zwiastujących powrót klasycznych RPG. Po tym wydarzeniu nastał czas takich tytułów jak Pillars of Eternity czy Divinity: Original Sin. Sama gra okazała się... po prostu niezła. Spotkała się z całkiem ciepłym przyjęciem, ale wytknięto jej też sporo braków (między innymi okropny system zapisu).
Na szczęście odniosła na tyle duży sukces, że studio Harebrained Schemes wydało następne części – Dragonfall i Hong Kong. Ciekawsze, bardziej dopracowane. Pierwszy z wymienionych tytułów cieszy się minimalnie lepszą opinią, ale w sumie wybór był trudny. Oba są bowiem bardzo porządnymi RPG, które miłośnicy gatunku mogą z dumą stawiać na wirtualnej półce.
Shadowrun przenosi nas do uniwersum, gdzie cyberpunk miesza się z fantasy. Po oplecionych siecią internetu metropoliach wędrują zarówno ludzie, jak i orki, elfy czy krasnoludy. Wszyscy oni próbują odnaleźć się w świecie, w którym technologia walczy o lepsze z magią i nikogo nie dziwi obecność miejskiego szamana mierzącego się z robotami strażniczymi.
Dragonfall, podobnie jak poprzednia i następna odsłona cyklu, jest klasycznym, dwuwymiarowym RPG z turowym systemem walki, opartym na znanym settingu. Tworzymy tu bohatera, tytułowego shadowrunnera, pakującego się między tryby machiny kontrolowanej przez możnych tego świata, zbieramy drużynę i ruszamy w wielką, miejską dżunglę. W przeciwieństwie do Returns mamy tu naprawdę ciekawych towarzyszy, więcej gadżetów i drobnych usprawnień.
Shadowrun: Dragonfall to gratka dla tych, którzy uwielbiają dość klasyczne podejście do gatunku, ale potrzebują innej konwencji niż wyeksploatowane fantasy.