Gęsto, gęściej, Wyzima – zagospodarowanie świata. Co Wiedźmin 1 robił lepiej niż Dziki Gon?
Spis treści
Gęsto, gęściej, Wyzima – zagospodarowanie świata
Żebyśmy się dobrze zrozumieli – wcale nie uważam, że świat w Dzikim Gonie został słabo zaprojektowany. Przeciwnie, jak na sandboksowe standardy „RED-zi” spisali się wręcz na medal, tworząc wielką krainę, którą urozmaicono różnorodnymi i diablo klimatycznymi miejscówkami, zajmującymi atrakcjami (czyt. questami) do odkrycia czy też ślicznymi widokami. Jednak równocześnie uważam, że w pierwszym Wiedźminie konstrukcja świata bardziej się twórcom udała. Że lepiej by wyszli na trzymaniu się zamkniętych lokacji, wypełnionych po brzegi zawartością, zamiast wybiegać na przepastne przestrzenie, gdzie mimo wszystko żadna z licznych wiosek rozsianych po Velen nawet nie umywa się do Podgrodzia czy Odmętów z „jedynki”.
Jedno czy dwa zadania na krzyż, parę zapętlonych w nieskończoność rozmów między bezimiennymi NPC, a czasem tylko przypadkowy kupiec i kilka typowych chat do przetrząśnięcia – to tyle, jeśli chodzi o ciekawostki w większości osad w Wiedźminie 3. A w pierwszej części? Tutaj każda postać niezależna była warta zagadnięcia, bo byle chłop czy mieszczanin też mógł powiedzieć coś godnego uwagi (albo wręcz podzielić się czymś z Geraltem, np. pieniędzmi czy równie cenną wiedzą o roślinach lub potworach). Tutaj gracz w każdym miejscu miał pełne ręce roboty, a na dodatek musiał dość starannie planować swoje działania, bo wirtualne życie toczyło się w rytmie cyklu dobowego – niektórzy zleceniodawcy byli osiągalni tylko w określonych godzinach, sklepy zamykano na noc, a potwory wypełzały z nor dopiero po zapadnięciu zmroku itd. Z kolei upływ czasu można było przewijać jedynie poprzez medytację przy ogniskach, a te ostatnie nie dawały się rozpalać w dowolnym miejscu...
I chociaż świat pełen był niewidzialnych ścian (legendy mówią o legendarnym wiedźminie, który w sztuce nieskakania był wręcz legendą), a część zadań nie imponowała kreatywnością – jak chociażby kontrakty polegające na przyniesieniu 10 garnców psiego sadła – to nie zwracało się na takie rzeczy uwagi, bo Wiedźmin w każdym zakamarku miał coś ciekawego do zaoferowania. Jak nie interesującego NPC, to miły dla oka widok; jak nie unikatowy miecz czy inny przydatny przedmiot strzeżony przez grupę ponadprzeciętnie silnych potworów, to chociaż okazję do zdobycia specjalnej karty... Już Wy wiecie, o jakich kartach mówię, prawda? ;-)