Słowiański wiedźmin i niesłowiańskie potwory, czyli monstrów opisanie
Wiedźmińskie uniwersum zamieszkane jest przez dziesiątki krwiożerczych stworzeń i wbrew obiegowej opinii wcale nie są to jedynie bestie ze słowiańskich wierzeń. W tym artykule dowiecie się co nieco na temat genezy potworów, z którymi mierzył się Geralt.
Spis treści
Ludzie lubią wymyślać potwory i potworności. Sami sobie wydają się wtedy mniej potworni.
Andrzej Sapkowski, Ostatnie życzenie
„Hura, toż to kolejny tekst o Wiedźminie!” – krzyknęliście pewnie na widok tego artykułu. Dobrze, przyznajemy się, od czterech lat wieziemy się na Dzikim Gonie bez litości, ale trudno się temu oprzeć, skoro tak wiele tam ciekawych rzeczy. Dziś na przykład zajmiemy się bestiariuszem w grach CD Projektu RED. A należy zauważyć, że ten jest zaskakująco zróżnicowany jak na produkcję, którą niektórzy określają jako „celebrację słowiańskości”. Inspiracji wierzeniami Słowian jest tu rzeczywiście masa, ale przy projektowaniu monstrów zamieszkujących świat Geralta z Rivii zarówno Andrzej Sapkowski, jak i deweloperzy z CD Projektu RED sięgnęli również po folklor germański, nordycki, brytyjski, a nawet arabski! Może i sielankowy klimat porozrzucanych po mapie wiosek wydaje się zupełnie swojski, ale w bestiariuszu mamy multikulturalizm pełną gębą.
Postanowiliśmy więc przedstawić Wam inspiracje, które stały za wybranymi potworami, jakie możecie spotkać w grach z serii Wiedźmin. Oczywiście pominęliśmy te najbardziej pospolite i oczywiste – wilkołaki, ghule czy zwyczajne wampiry. Postaraliśmy się przy tym, by nie pisać tylko o stworzeniach ze słowiańskich wierzeń i pokazać, że warszawscy twórcy również się nie ograniczali. Co nie zmienia oczywiście faktu, że istot powiązanych ze środkową Europą tak czy siak będzie tu sporo.
SKĄD TO WSZYSTKO?
Skąd w świecie Sapkowskiego takie nagromadzenie potworów? Pisarz wytłumaczył to magicznym kataklizmem, Koniunkcją Sfer, która miała nastąpić 1500 lat przed wydarzeniami z sagi. Z tego powodu do świata znanego z kart powieści przywędrowały istoty z wielu innych rzeczywistości.
Żeby nie było więc nudno, w ramkach dorzuciliśmy trochę dziwacznych i przerażających bestii z innych kultur, którymi deweloperzy z CD Projektu RED mogliby się zainspirować, gdyby postanowili na przykład przenieść nas na jeden rozdział do Zerrikanii. Afrykańska odpowiedź na potwora z Loch Ness, japoński demon wodny wyciągający duszę przez odbyt, szkocka wersja centaura – groteskowych istot jest tu dostatecznie dużo, by przekonać Was, że proces powstawania wierzeń ludowych był nie tyle próbą tłumaczenia sobie naturalnych zjawisk, co raczej zbiorową halucynacją z udziałem dużej ilości psychodelików.
Mamy więc nadzieję, że natłok zdumiewających bestii, przerażających demonów i ciekawych wierzeń zdoła Wam jakoś wynagrodzić fakt, że znowu czytacie tekst związany z Wiedźminem. Miłej lektury!
Barghest
Kto ukończył chociaż początkowy akt pierwszego Wiedźmina, miał barghestów po dziurki w nosie. W świecie gry te demoniczne czworonogi pod przywództwem upiornego psa pojawiały się co nocy na przedmieściach Wyzimy, by ukarać mieszkańców za ich niegodziwe występki. Niestety, przy okazji napsuły też krwi początkującym graczom, którzy – gdy tylko zapadała noc – musieli co chwilę walczyć ze sforami diabolicznych burków.
Barghesty nawiedzały jednak nie tylko wiedźmińskie uniwersum. Potwory te wywodzą się z folkloru północnej Anglii: według różnych źródeł to duchy lub gobliny posiadające umiejętność zmieniania kształtu. Najczęściej przybierać miały postać ogromnego czarnego psa o długich kłach i szponach, z jaskrawo błyszczącymi ślepiami, który podczas poruszania się wydaje odgłosy przypominające szczękanie łańcuchów. Barghest dobrze potrafi też upodobnić się do niedźwiedzia, kota, a w najbardziej makabrycznych przypadkach – do bezgłowego człowieka, znikającego w płomieniach. Niezależnie od kształtu nigdy nie zwiastuje niczego dobrego – demoniczny ogar przepowiada śmierć, a jeśli się do niego zbliżyć, zadaje pazurami rany, które nigdy się nie goją. Stworzenie to cieszyło się złą sławą w północnej Anglii, stając się tam częścią powiedzeń (książka Williama Hendersona z końcówki XIX wieku przywołuje porównanie „ryczeć jak barghest”) i stanowiąc inspirację dla brytyjskich autorów, między innymi dla Arthura Conana Doyle’a (Pies Baskerville’ów) czy J. K. Rowling (ponurak w cyklu o Harrym Potterze).
NUCKELAVEE, FOLKLOR SZKOCKI
Są potwory tak odrażające, że nawet w Wiedźminie – serii skierowanej do dorosłego odbiorcy – mogłyby być pewną przesadą. Jednym z nich jest nuckelavee, morski potwór, powstały z połączenia wierzeń nordyckich i orkadyjskich. Bestia ta budziła paraliżującą grozę wśród mieszkańców północnych Wysp Brytyjskich i trudno im się dziwić, bo gdy wychodziła polować na ląd, przybierała postać torsu mężczyzny z rękami do ziemi, przyszytego do ciała konia w całości obdartego ze skóry. Stwór potrafił jednym oddechem powodować epidemię i suszę, z zamiłowaniem atakował też zwierzęta hodowlane. Miał jednak słabość, mogącą uratować życie tym, którzy mieli pecha go spotkać – nie znosił słodkiej wody, więc wystarczyło przekroczyć strumień, by być bezpiecznym.