9 rzeczy, których zabrakło w pierwszym sezonie Wiedźmina Netflixa
Chciałoby się trochę więcej od netflixowego Wiedźmina, bo pierwszy sezon zawiódł na wielu polach. Pora przyjrzeć się dziewięciu najbardziej widocznym brakom serialu i wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Spis treści
Ileż to już razy psioczyliśmy na tego biednego „Wieśka”? Krytykowaliśmy poszczególne sceny, które kompromitowały twór Netflixa, porównywaliśmy go z jego polską wersją w reżyserii Marka Brodzkiego, staraliśmy się także znaleźć parę pozytywów utrzymujących to dzieło na znośnym poziomie.
Trochę ostro, nie? A mimo to jakimś cudem większość z nas naprawdę dobrze się przy tym serialu bawiła i w nadziei oczekuje lepszego (oby!) sezonu drugiego. Twórcy muszą jednak wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów i wyeksponować te elementy, które wypadły najlepiej. Dlatego też nie serwujemy krytyki dla samej krytyki. Owszem, wytykamy to i owo, ale z czystej dobroci serca. Oto przed Wami dziewięć rzeczy, których zabrakło (bądź wystąpiły w niedostatecznej ilości) w pierwszym sezonie Wiedźmina. Trzymamy kciuki, by autorzy odrobili zadanie domowe i nam to pięknie zrekompensowali.
Krasnoludy (jak i inne rasy)
Wszyscy dobrze wiemy, że pierwszy sezon miał posłużyć za w miarę sprawne wprowadzenie do większego świata fantasy. Nie da się jednak ukryć, że eksponując głównych bohaterów, twórcy zapomnieli trochę o drugim i trzecim planie. I nie chodzi mi o to, by każda z napotkanych przez Geralta postaci otrzymała nagle osobny wątek fabularny, ale marzy mi się, aby przykładowy pobyt w karczmie odznaczał się naturalnością, a co za tym idzie – tłokiem, harmiderem i bogactwem rasowym.
W grze Wiedźmin 3: Dziki Gon na każdej ulicy czekały nas losowe wydarzenia, a oprócz zwykłych chłopów spotkać można było krasnoludy czy elfy. W przypadku serialu tło po prostu nie żyje. Ekran zdominowany został przez najważniejsze persony, a statystów wręcz wycięto z kadrów. Byłoby o wiele ciekawiej, gdyby inne rasy stały się elementarną częścią przedstawionego w serialu świata, a nie pokazywały się jedynie wtedy, kiedy fabuła ich potrzebuje.
SEKCJA PLUSÓW
Może nie jest tego wszystkiego za wiele, ale gdy pojawiają się takie postacie jak Yarpen, Filavandrel czy Torque, automatycznie budzą one sympatię (a przynajmniej zainteresowanie widzów). Hissrich udało się więc uchwycić najważniejsze cechy przypisane wybranym istotom. Nie można też narzekać na liczbę potworów występujących w pierwszych ośmiu odcinkach. Bestiariusz jest dość bogaty i znaleźć w nim możemy całą masę różnorodnych maszkar – od upierdliwych nekkerów po znaną z opowiadań strzygę.