Przystępność i spójność. Czego brakowało Wiedźminowi Netflixa?
Spis treści
Przystępność i spójność
Obowiązkiem twórców jest upewnienie się, że wszystkie zasady rządzące konkretnym uniwersum fantasy i relacje pomiędzy najważniejszymi bohaterami są w stu procentach jasne. W tym przypadku doszło do zbędnych komplikacji, które w mojej opinii wzięły się wyłącznie z pewnej próżności oraz nadmiernej pewności siebie scenarzystów. Postawiono na trzy perspektywy: Geralta, Ciri oraz Yennefer – wybór jak najbardziej akceptowalny i sensowny. Niestety, nie wiedzieć czemu, każdy z tych wątków dzieje się w innym czasie, a co więcej – nigdy nie możemy być pewni, czy kolejny odcinek nie wniesie jeszcze więcej chaosu. Gdyby było to przynajmniej w jakikolwiek sposób komunikowane przez twórców, chociażby poprzez jakiś mały napis w rogu ekranu. A tu nic, orientuj się, widzu, sam albo szybko nadrób zaległości w lekturze.
Całkiem możliwe, że na papierze przedstawiało się to o wiele bardziej sensownie niż w rzeczywistości, ale skończyło się na tym, iż widzowie niezaznajomieni z książkami lub grami po prostu się pogubili. Nawet ja, pomimo względnej znajomości uniwersum, nie do końca załapałem przeskoki czasowe w pierwszych odcinkach. Hej, przecież ten gość właśnie umarł, dlaczego więc pojawił się znów na ekranie, jak gdyby nigdy nic? To przykład czystej niespójności wynikającej z błędnej decyzji artystycznej.
SEKCJA PLUSÓW
Spokojnie, to nie jest też tak, że Hissrich wraz ze swoją ekipa nie rozumie materiału źródłowego. Bo ostatecznie wiemy, kim są najważniejsi bohaterowie i co nimi kieruje. Ponadto potwierdzono, że w drugim sezonie nie zobaczymy przeskoków czasowych, a całość będzie rozwijać się bardziej naturalnie. O prawdziwości tych słów dopiero się przekonamy, ale najgorsze raczej mamy już za sobą.