Więcej Sapkowskiego, mniej dodatków. Co Netflix MUSI poprawić w 2 sezonie Wiedźmina?
Spis treści
Więcej Sapkowskiego, mniej dodatków
Wiedźmin Netflixa jest luźną adaptacją książek Andrzeja Sapkowskiego, nic więc dziwnego, że twórcy wprowadzili sporo zmian względem oryginału. Zagorzałych fanów drażni, że niektóre postacie tak mocno odbiegają od literackich pierwowzorów, ja jednak postrzegam to akurat jako pewną zaletę – bo dzięki temu od czasu do czasu historia może zaskoczyć nawet tych, którzy twórczość „Sapka” potrafią wyrecytować z pamięci wyrwani ze snu o piątej nad ranem. I o ile rozumiem próbę wplecenia wątków Yennefer i Ciri już do opowiadań (inna kwestia, czy była to próba w pełni udana), tak z niektórymi zmianami trudno mi się pogodzić. I nie dlatego, że je wprowadzono, tylko dlatego, że gorsze wyparło lepsze.
Zanim przejdę do poważniejszego zarzutu, skupię się na małym, ale dla mnie istotnym detalu. U Sapkowskiego krasnoludy były nieludzko wręcz silne i szalenie wytrzymałe. Ich wygląd wprost odwoływał się do obrazu tej rasy, jaki znamy z powieści Tolkiena – polski pisarz nie widział powodu, żeby zmieniać ich wizerunek, tak mocno zakorzeniony już w fantastyce. W serialu jednak są one już inne – podobne raczej do niziołków niż krzepkich brodaczy, których kojarzymy z wielu książek czy gier wideo. Nie wiem, czy ta zmiana była twórcom do czegoś potrzebna – pierwszy sezon nic takiego w każdym razie nie sugeruje. A jeśli nie była, to co za nią stało?
Wygląd krasnoludów, czy w ogóle innych ras, to jednak detal w porównaniu z innymi decyzjami ekipy Netfliksa. Szczególnie tymi, które mocno zubożają bodaj najważniejszy aspekt twórczości Sapkowskiego. W sadze i opowiadaniach ogromnie ważna jest perspektywa ofiar przemocy czy wykluczenia. Co więcej, polski pisarz pokazał, jak skomplikowane mogą być takie historie – nieraz pokrzywdzonym trudno współczuć, bo sami byli wcześniej oprawcami. Wzdrygamy się więc, czytając opisy prześladowań chłopów przez Wiewiórki czy nilfgaardzkich żołdaków, ale widzimy też wiele racji po stronie elfów, które odgrywają się – często szalenie okrutnie – za poprzednie zbrodnie ludzi.
Te odcienie szarości to dla mnie znak firmowy Wiedźmina. Szkoda więc, że owe ikoniczne motywy twórczości Sapkowskiego tak mocno w serialu uproszczono. Kultowy motyw mniejszego zła został sprowadzony do dwóch nijakich dialogów – a jego przesłanie przysłoniła jatka w Blaviken, będąca przecież tylko jednym z aspektów tego opowiadania. Szkoda, że twórcy postawili głównie na kino akcji, odzierając opowieść z jej drugiego dna, tak mocno odróżniającego dzieło Sapkowskiego od innych historii fantasy.
JAKIE SĄ SZANSE NA POPRAWĘ?
Jestem sceptyczny. Twórcy postanowili przepisać prozę Sapkowskiego, a w wielu miejscach dorzucić do niej masę własnych pomysłów. Raczej nie wycofają się z tej drogi, a szkoda, bo AS jest po prostu od nich znacznie lepszy.