„Przypadkowe” spotkania postaci. Co Netflix MUSI poprawić w 2 sezonie Wiedźmina?
Spis treści
„Przypadkowe” spotkania postaci
Geralt: No ale… A ty skąd wiedziałaś, że mnie tu zastaniesz…
Renfri: Przechodziłam po prostu i wpadliśmy na siebie.
Geralt: Jak to: przechodziłaś?! W środku lasu?
Renfri: Taa! Przechodziłam. W środku lasu. Bardzo cię polubiłam, wiedźminie.
- Jeśli nie wiecie, o co chodzi, to o Misia chodzi. W tej kultowej komedii z 1981 roku jest kapitalna scena, w której jeden z bohaterów przypadkiem przychodzi do cudzego mieszkania. Z tragarzami. Warto zobaczyć.
Serial Wiedźmin pędzi z narracją na złamanie karku. W teorii twórcy powinni mieć sporo czasu, żeby na spokojnie zekranizować opowiadania – dodali jednak tak wiele własnego materiału (m.in. historię Yennefer), że musieli się strasznie spieszyć, by to wszystko pomieścić w 8 godzinach, przeznaczonych na pierwszy sezon. W efekcie często cierpi na tym logika opowieści. Dochodzi na przykład do zabawnych scen, w których postacie wyskakują na ekranie niczym diabeł (albo doppler) z pudełka – i to w najbardziej niespodziewanych miejscach.
Renfri, która w pierwszym odcinku spotyka wiedźmina w lesie aż dwa razy, to tylko jeden z przykładów. Jak zresztą ta księżniczka-rozbójniczka zakradła się tak, że Geralt jej nie usłyszał, pozostanie chyba tajemnicą (mniejszą, jeśli zrozumiemy, że był to niezbyt udany pretekst do „dialogu” łowcy potworów z Płotką). Ale spotkanie Jaskra w piątym odcinku (tym z dżinem) to już absurd, po którym głośno parsknąłem śmiechem. Przypominam, że Geralt próbuje tam wyłowić magiczny przedmiot z jeziora, gdy nagle podchodzi Jaskier i mówi: „Geralt! Witaj. Ile to już minęło, miesiące, lata?”. Jeśli to miał być żart, to dość naciągany.
DRUGA OPINIA
Szczerze uważam, że właśnie ten pośpiech położył netflixową adaptację. Opowiadania Andrzeja Sapkowskiego są małymi perełkami. Każde z nich ma jakiś sens, zwrot akcji, są zaskakujące, świeże i kompletne. W serialowej wersji zostały z tego kadłubki, w których trudno poznać materiał źródłowy i które nie bronią się jako osobne opowieści.
Marcin Strzyżewski
JAKIE SĄ SZANSE NA POPRAWĘ?
Jeśli w drugim sezonie narracja się uspokoi, problem może się sam rozwiązać.
Puste pomieszczenia, czyli uboga scenografia
Serialowy świat wiedźmina nie ma wyróżniającego się charakteru także dlatego, że twórcy nie postarali się, jeśli chodzi o scenografię. Ograniczony budżet można było przykryć niesamowitymi projektami wnętrz. Niestety, tak się nie stało. Koronny, nomem omen, przykład stanowi w moich oczach sala tronowa Calanthe – wielka pusta przestrzeń z dwiema zawieszonymi flagami Cintry. Ostatnio zwiedzałem zamek w Portugalii i był on tak samo nijaki jak siedziba Calanthe – tylko że to było muzeum, miejsce z założenia martwe, w którym przecież nikt nie mieszka. I nie chodzi tylko o tę salę – korytarze, po których czasem biegają postacie, nie mają żadnych własnych cech, a komnaty są tak nijakie, że nie wierzę, żeby ktokolwiek w nich naprawdę mieszkał.
Szalenie rozczarowała mnie też Aretuza. Owszem, jedna komnata była całkiem ładna (ta, gdzie adeptki uczyły się zasady równoważnej wymiany), ale reszta to jakieś pomieszczenia w stylu kopiuj-wklej z dowolnego fantasy. Istred siedzi w tej samej jaskini i gapi się pół sezonu w elfie czaszki. Sala balowa w szkole, tak samo jak jej odpowiedniczka w Cintrze, nie ma żadnego charakteru, bo jest niemal pusta. A konstrukcja, którą widzicie poniżej, wygląda jak z niskobudżetowego serialu z lat 90. No niestety, pod względem scenografii jest słabo i twórcy mają tutaj duże pole do popisu. W sumie – czego nie zrobią, powinno być lepsze. Bo gorzej już raczej nie będzie.
JAKIE SĄ SZANSE NA POPRAWĘ?
Większy budżet może poprawić sytuację, ale najpierw twórcy muszą się zorientować, że coś było nie tak, i chcieć to zmienić. Same pieniądze nie wystarczą.