Skoro serial ma tyle wad, to czemu oglądało mi się go tak dobrze?. Co Netflix MUSI poprawić w 2 sezonie Wiedźmina?
Spis treści
Skoro serial ma tyle wad, to czemu oglądało mi się go tak dobrze?
To doskonałe pytanie. Zacznijmy od tego, że możesz po prostu mieć inny gust niż ci, którym Wiedźmin się mniej podoba. Możesz też nie znać lub nie pamiętać tak dobrze oryginału i w związku z tym nie przejmować się, że Amerykanie tak mocno przetworzyli tekst Sapkowskiego – sądzę, że znawcom i miłośnikom AS-a trudniej jest pogodzić się z tymi zmianami. To nie jest oczywiście zasada, bo Elessarowi serial w miarę się podobał, a przecież zna się na Wiedźminie jak mało kto.
Clou sprawy leży chyba jednak gdzie indziej. Wiedźmin Netflixa to jedno z tych dzieł, które jako całość są lepsze niż prosta suma ich elementów. Cóż z tego, że zawodzi scenografia, kadry pokazują mniej świata, niż byśmy chcieli, w scenariuszu jest masa głupotek, a CGI i kostiumy nie są z najwyższej półki. Jako całość serial po prostu dowozi. Może nie mnie czy innym malkontentom, ale za to milionom widzów na świecie – i z tego się cieszę. Dzięki temu wciąż istnieje szansa, że będzie lepiej.
Coś więcej
W większości dyskusji internetowych niestety nie chodzi wcale o dojście do jakiejś prawdy czy kompromisu – jej uczestnicy chcą się tylko utwierdzić w swoich przekonaniach. Nie inaczej jest w przypadku Wiedźmina. Z jednej strony krytycy serialu szachowani są banalnymi zarzutami, że nie potrafią cieszyć się z polskiego sukcesu albo że tylko narzekają, bo to rzekomo polska cecha charakteru. Z drugiej – jest sporo troglodytów, przekreślających serial z powodu czarnego koloru skóry niektórych aktorów czy aktorek. To smutne, ale internet chyba nigdy się już nie zmieni. Ja z sukcesu Andrzeja Sapkowskiego bardzo się cieszę, tak samo, jak i ze wzrostu popularności gier „Redów” (nawet jeśli nie jestem ich wielkich admiratorem). Nie przeszkadzają mi też czarne elfy – bo niby czemu miałyby?
Na Wiedźmina patrzę na dwa sposoby: oczami – większego, niż mi się wcześniej wydawało – fana twórczości Sapkowskiego, jak i po prostu krytycznego widza. Gdybym nie czytał książek, zapewne bawiłbym się lepiej – jednak wad serialu by to moim zdaniem nie przykryło. Za bardzo trafne uważam słowa Arasza, który porównał Witchera do produkcji typu Herkules czy Xena: Wojownicza księżniczka. Świetnie się je przecież oglądało – ale raczej nikt przy zdrowych zmysłach nie nazwie ich wielkimi dziełami sztuki czy nie uzna za top 10 najlepszych seriali wszech czasów. I taki jest moim zdaniem Wiedźmin Netflixa – to tylko i aż strawny „hamburger”. Liczyłem jednak na więcej. Staram się przekonać samego siebie, że to, co dostaliśmy, wcale nie jest takie złe, jak mi się wydaje – ale na razie idzie mi to dość opornie. Prawdopodobnie to nigdy nie będzie „mój Wiedźmin”? A jak jest w Waszym przypadku, czy jest to Wasz Wiedźmin? Bardzo ciekawi jesteśmy Waszych opinii na temat serialu Netflixa, więc nie krępujcie się komentować.