Shadow Warrior. Warto było czekać - serie, które wróciły z niebytu
Spis treści
Shadow Warrior
Duke Nukem 3D to było coś. Rewolucyjny shooter, który czarował nie tylko przaśnym urokiem kina akcji lat 80., ale też interaktywnym jak na tamte czasy światem, pełnym znajdziek, urządzeń do włączenia i obiektów do zniszczenia. W jakiej innej strzelance z tamtego okresu dało się chociażby zagrać w bilard albo wręczyć banknot striptizerce? Na fali sukcesu tej pozycji powstało wiele gier opartych na tym samym silniku o nazwie Build. Wśród nich można wymienić takie pozycje jak wojenne NAM, utrzymane w klimatach amerykańskiego południa Redneck Rampage, makabryczny Blood i odnoszący się do przerysowanych bliskowschodnich klimatów Shadow Warrior. Krytycy byli temu ostatniemu umiarkowanie przychylni, ale przygody asasyna Lo Wanga zyskały za to sporo sympatii graczy. Dawno, dawno temu, w 1997 roku.
TEGO JESZCZE NIE BYŁO
Choć grafika oryginalnego Shadow Warriora nie zachwycała, w tym samym roku na rynek trafił Quake II, który oferował sporo ciekawych rozwiązań. W jednym z etapów można było na przykład pokierować wózkiem widłowym, a w innym miejscu sterowaliśmy zabawkowym samochodzikiem. W tamtych czasach było to naprawdę świeże.
Szesnaście lat później, jakiś czas po katastrofie, jaką dla wielu okazało się Duke Nukem Forever, powrócił również Wang. I zawstydził Księcia, bo był dynamiczną, zabawną, sycącą – i przede wszystkim porządną – strzelaniną. Remake hołdował oldskulowej agresji, a jednocześnie korzystał z nowoczesnych rozwiązań w rozgrywce. Był pełen tego czarnego, przerysowanego i nieporadnego humoru, którym charakteryzował się też oryginał. Wszystko to ładnie wyglądało i płynnie śmigało, ale nic dziwnego – za grę odpowiadało warszawskie Flying Wild Hog, które wcześniej powołało do życia obiecujący shooter Hard Reset.
W 2016 roku warszawiacy uderzyli ponownie – ze zdwojoną siłą. Shadow Warrior 2 stanowił spore zaskoczenie i bez kompleksów stanął w szranki z takimi hitami jak najnowszy Doom. Nowa odsłona przygód Wanga była większa, lepsza i bardziej przebojowa niż część pierwsza. Fakt, stała się trochę inną grą, bliższą Borderlandsom, niemniej pozostała wierna drapieżnym korzeniom.
ZA DARMO!
Shadow Warrior Classic jest dostępny za darmo, zarówno na GOG-u, jak i na Steamie.
Skąd wspomniane podobieństwo do serii studia Gearbox? Twórcy wprowadzili więcej rozwiązań zaczerpniętych z RPG i diablopodobnych hack’n’slashy. W „dwójce” zwiedzamy bardziej otwarty (choć nie sandboksowy) świat, w którym nie tylko poznajemy wątek główny, ale też wykonujemy liczne zadania poboczne na proceduralnie generowanych mapach. Słowem – na graczy czekało więcej eksploracji.
Do tego doszedł ciekawy system uzbrojenia, które można było wzmacniać za pomocą odpowiednich przedmiotów. Zaowocowało to bardziej rozbudowaną i zróżnicowaną, a jednocześnie wciąż dynamiczną rozgrywką, oferującą więcej opcji. Wystarczy rzec, że do dyspozycji mieliśmy miecze, topory, maczugi, łuki, kilka różnych kategorii broni palnej – od pistoletów po działka i wyrzutnie rakiet, nie mówiąc już o fantazyjnej broni specjalnej. A przy tym Shadow Warrior 2 wyglądał świetnie i chodził nawet na średniej klasy sprzęcie.